Opozycji wreszcie coś wyszło na sto procent. Co Donald Tusk zrobi z tą mocą? [SROCZYŃSKI NA WYBORY]

Grzegorz Sroczyński
Marsz 4 czerwca ostatecznie potwierdził dominację Platformy na opozycji, wszyscy inni - z krzywymi minami, ale jednak - dołączyli. O tym właśnie marzył Donald Tusk, pytanie, co teraz zrobi z tymi mocami. Są trzy warianty: zły, dobry i bardzo dobry. Który wybierze Platforma? - pyta Grzegorz Sroczyński.
Zobacz wideo Marsz 4 czerwca na nagraniu z drona

Opozycji wreszcie coś wyszło na sto procent. Skalę niedzielnego sukcesu najlepiej widać w panicznej reakcji mediów prorządowych - i takich osób jak Tomasz Sakiewicz czy Magdalena Ogórek - które straciły na chwilę rezon. Przemilczeć marsz? Napluć? Czy może jaszcze jakoś inaczej? Wyborcy opozycji dokładnie tego potrzebowali: morza flag na ulicach, potężnego, ale spokojnego tłumu z hasłami nie tylko agresywnymi, ale często dowcipnymi ("Starsza pani pozna prezydenta"). Trzeba Tuskowi oddać, co tuskowe: miał świetne wyczucie chwili, objechał cały kraj, organizacja marszu to były krew, pot i łzy, nie mówiąc o kosztach, Platforma znalazła na to wszystko siły, chęci i środki. To pokazuje, że polityka partyjna - jakkolwiek możemy wyrzekać na jej jałowość - ma wciąż powab skuteczności, a profesjonalizm daje lepsze efekty, niż spontaniczne wybuchy społecznej złości (bo w końcu chodzi też o to, żeby mikrofony działały, i żeby było słychać). Ludzie oglądający obrazki z 4 czerwca - również ci, którzy głosują na PiS - dostali jasny sygnał: jednak ta opozycja to nie jest niezborna hałastra pokazywana w "Wiadomościach", potrafią się zorganizować i mocno przemówić.

Marsz 4 czerwca ostatecznie potwierdził dominację Platformy na opozycji, wszyscy inni -  z krzywymi minami, ale jednak - dołączyli. O tym właśnie marzył Donald Tusk, do tego dążył, całe miesiące poświecił na podporządkowanie sobie partnerów, pytanie, co teraz zrobi z tymi mocami. Są trzy warianty: zły, dobry i bardzo dobry. Który wybierze Platforma?

1. Wariant zły, czyli Platforma nie traci apetytu

Sukces - jak to często bywa - niesie niebezpieczeństwo, że Tuskowi i politykom PO woda sodowa uderzy do głów. Uznają, że tłumy z marszu tylko ich kochają (przecież skandowano "Do-nald, Do-nald!"). W tym wariancie PO będzie próbowała zebrać frukta z marszu tylko dla siebie, jeszcze mocniej zdominować scenę po opozycyjnej stronie, jeszcze mocniej szturchać Kosiniako-Hołownię (przy pomocy sprzyjających mediów i liderów opinii, bo sam Tusk będzie się jak zawsze uśmiechać i apelować o "dogadanie się"), a także nastąpi powrót do rytualnego szturchania lewicy (ostatnio zaniechanego, ponieważ Czarzasty sprytnie te zapędy neutralizuje). To byłby przepis na dalsze wzmocnienie pozycji PO kosztem innych partii opozycyjnych i jednocześnie przepis na przegrane wybory, ponieważ jeśli cała opozycja za bardzo będzie miała twarz Platformy i Tuska, część wyborców zostanie w domach. Może punkt czy dwa Tuskowi od tego przybędzie, co przełoży się na pięć czy dziesięć mandatów więcej dla PO, ale opozycji jako całości ubędzie i nie zdoła przejąć władzy.

2. Wariant dobry, czyli wzmocniona PO daje innym żyć

W tym wariancie PO zaspokojona niedzielnym sukcesem postanawia nieco się uskromnić, dopuścić innych i - przede wszystkim - odpuścić innym. Przestaje mordować Hołownię, nawet jeśli ten coś Platformie uszczknie z elektoratu, albo będzie się dystansował i krytykował, bo taka Hołowni rola, jeśli opozycja ma zyskiwać choć trochę głosów niezdecydowanych. Platforma musiałaby przestać wyklinać wszystkich, którzy nie oddają jej hołdów, przestać nazywać pisowcami tych, którym się nie podobał styl rządzenia przed 2015 rokiem, odwołać hordy internetowych trolli, obniżyć poziom emocji na opozycji. To zawsze jest rola najsilniejszego: czy to na podwórku, czy w polityce. W tym wariancie nastąpiłby niepisany pakt o nieagresji na opozycji, wszyscy jakoś tam półgębkiem uznaliby przywództwo Tuska (zresztą takie są fakty, czy się to komuś podoba, czy nie), ale jednocześnie Tusk powstrzymałby swoje kilerskie zapędy i dał żyć reszcie opozycji.

3. Wariant trzeci, czyli opozycja podpisuje pakt rządowy

W tym wariancie PO czuje się na tyle mocno i pewnie, że nie tylko porzuca próby zjadania przystawek na śniadanie, w czym Tusk jest mistrzem, ale też rozpoczyna rozmowy o tym, co po wyborach (bez kamer!). Za miesiąc wyborca dostaje od opozycji taki mniej więcej komunikat na wspólnej konferencji: zamierzamy po wyborach tworzyć razem rząd, a oto trzy najważniejsze sprawy na pierwszych sto dni - oto podpisane porozumienie.

Dlaczego to takie istotne? Ponieważ PiS próbuje przedstawiać opozycję równocześnie jako jednorodny amalgamat o twarzy Tuska i jako skłóconą na noże bandę niezdolną do rządzenia, to będzie jeden z głównych motywów pisowskiej narracji: patrzcie, ludzie, Rosjanie niemal u granic, na świecie zrobiło się niebezpiecznie, a wy chcecie oddawać władzę awanturnikom? Po co wam kłopoty? Lepiej postawicie na nas - na mniejsze zło - może trochę kradniemy, ale przynajmniej wiecie, czego się spodziewać, a jeśli nie chcecie nas popierać, to spoko, ale wtedy przynajmniej zostańcie w domach - taki będzie podprogowy przekaz PiS-u. Jeśli opozycja chce go zneutralizować, powinna pokazać zdolności koalicyjne i umiejętność współpracy, a jednocześnie podkreślać różnice. To trudna gra na dwóch fortepianach. Wyborca opozycyjny - a najbardziej ten indyferentny i niezdecydowany - musi wiedzieć: w razie czego oni będą umieli razem rządzić - PO, Hołownio-Kosiniak i Lewica. Do tego najlepszy byłby spisany dokument: jeśli obywatele pozwolą nam wygrać wybory, to chcemy razem rządzić, mimo istotnych różnic, których nie zacieramy. Podkreślanie różnic - jeśli jednocześnie byłby taki pakt i został wiarygodnie przedstawiony - w ogóle opozycji nie szkodzi, a wręcz pomaga. 

Tusk 4 czerwca na Placu Zamkowym wygłosił dobre przemówienie i wziął sobie władzę na opozycji, być może było to nieuniknione, bo ma największy talent polityczny wśród liderów. Jednak nie można zapominać, że ma też nad głową szklany sufit, a mnóstwo wyborców go nie znosi. Nie warto roztrząsać, czy to z powodów błędów PO przed 2015 rokiem (tak ja uważam), czy z powodu szczujni w TVPiS (co powtarzają liderzy PO). Tak po prostu jest. Dlatego opozycja do wygranej potrzebuje umiejętności przyciągania ludzi niezdecydowanych i ludzi letnich, a Platforma samodzielnie tego nie umie. Tusk - bez Hołowni, Kosiniaka, Biejat, Czarzastego, Zandberga - będzie błyszczeć może nawet jeszcze jaśniej, ale tylko w ławach opozycji kolejnej PiS-owskiej kadencji.   

Więcej o: