Zobacz nagranie. Czy koalicja Zjednoczonej Prawicy dotrwa do 2023 r.? Marcin Ociepa:
Mówi ważny polityk obozu rządzącego: - W 2019 r. cudem zdobyliśmy samodzielną większość. Kolejny raz bardzo trudno będzie to powtórzyć.
A wewnętrzne wojny rozsadzają Zjednoczoną Prawice od środka. Każdy z liderów o coś walczy i kogoś zwalcza.
Zbigniew Ziobro:
Jarosław Gowin:
Jarosław Kaczyński:
Wybory na horyzoncie
Wszyscy w ZP myślą już nie o rządzeniu teraz, ale po kolejnych wyborach. Jak informowaliśmy w Gazeta.pl jako pierwsi, Gowin już nawet zaproponował Kaczyńskiemu, by w kolejnych wyborach politycy dzisiejszej Zjednoczonej Prawicy startowali z różnych list: PiS, PSL + Gowin + konserwatyści z PO, ZIobro + Konfederacja. W tym scenariuszu podział ZP miałby nastąpić na pół roku przed wyborami 2023 r. Był to pomysł rewolucyjny. Prezes PiS odrzucił taki wariant jako arcyszkodliwy. "Ziobryści" jednak przebąkują o możliwych wspólnym starcie z Konfederacją. Z kolei Gowin chwali lidera PSL, a już przed rokiem rozmawiał z ludowcami o miejscach na listach PSL.
Na Nowogrodzkiej podejrzenie, że Gowin w końcu zdradzi, przeradza się już w pewność.
Gowin chce mieć wybór
Od roku Gowin wyraźnie tworzy sobie alternatywę: albo z PiS, albo z PSL. Wręcz mówi to już otwarcie. W wywiadzie dla "SE" stwierdził wprost: - Biorę pod uwagę możliwość zarówno startu z list Zjednoczonej Prawicy, jak i tworzenia nowej koalicji centroprawicowej.
Takie zapowiedzi mają dwa równoległe cele.
Po pierwsze: Gowin chce wymusić na Kaczyńskim wywiązanie się z umowy koalicyjnej. Chodzi o trzy stanowiska ministerialne (dwóch wice- i jednego w kancelarii premiera) i podział pieniędzy z subwencji, którą teraz w całości zgarnia PiS. A także cele pomniejsze jak np. powrót polityków do TVP.
Po drugie: utrzymać opozycję w przekonaniu, że Gowin będzie w przyszłości gotowy zdradzić PiS i pomóc opozycji wygrać wybory. Widowiskowy rozpad - jak w 2007 r. - rządu PiS mógłby bowiem pogrzebać szanse PiS na wysoki wynik.
Celem nr 1 Gowina wciąż jest silna pozycja i władza w ramach Zjednoczonej Prawicy. Lider Porozumienia stara się jednak przyspawać swoją partię do siebie tak mocno, by w przyszłości mógł nią - jeśli tylko zechce odejść ze ZP - wykonać ostry zwrot ku opozycji. Dziś partia Gowina rozleciałaby się przy takim zwrocie. Kluczowi są posłowie - Gowin ma ich 13 (i dwie kolejne osoby "w orbicie"), ale dziś po wolcie pozostałaby przy nim raptem połowa (6-7). Reszta "gowinowców" w Sejmie to dziś doskonali kandydaci na dezerterów.
To niby wygląda na zakopywanie się w szczegółach, ale właśnie liczba swoich posłów - dla wyborców często anonimowych - to być albo nie być Gowina w polityce.
Wicepremier wciąż jest słabo "uzbrojony" w posłów. Dlatego kaptuje ich skąd tylko może - od Lewicy (Monikę Pawłowską) po PiS (Lecha Kołakowskiego, który jest "w orbicie" Porozumienia). Kołakowski ma lada dzień tworzyć koło w Sejmie, które będzie przedsionkiem do Porozumienia.
Ważny polityk obozu rządzącego: - Gowin bada alternatywę dla Zjednoczonej Prawicy. Musi ją mieć, więc postępuje racjonalnie.
Cele Gowina
Zostawiając szczegóły na boku, to cele Gowina są w istocie proste. Pierwszy: w 2021 r. być jak najsilniejszym w rządzie PiS. W 2022 r. być gotowym na ewentualne przyspieszone wybory i mieć w nich alternatywę: start z listy PiS albo nowej centroprawicowej listy PSL. A w 2023 r. być w obozie zwycięzców i walczyć o fotel premiera.
By je osiągnąć, prowadzi ogromnie ryzykowną grę. Był już o włos od utraty partii, a Nowogrodzka najchętniej by się go z rządu pozbyła. Ale trwa. Udanie. Gowin jest najdłużej urzędującym ministrem w historii III RP (w rządzie PO w latach 2011-13, a w rządzie PiS od 2015 r.) i nie pali się do bycia opozycji. Gowin buduje więc - co sam podkreślał - zdolność koalicyjną.
W roli koalicjantów jedynie lewica i skrajna prawica są dla niego nie do zaakceptowania. Postkomunistami bowiem gardzi, a nowa lewica (jak Razem) jest mu kulturowo obca. Podobnie obca jest mu też trącąca antysemityzmem skrajna prawica obecna w Konfederacji. Ale już Polska 2050, Platforma Obywatelska, PSL, Kukiz’15 to dla Gowina potencjalni koalicjanci.
Kłopotem Gowina jest brak realnego poparcia społecznego dla niego osobiście i całego Porozumienia. Jeśliby się utrzymał trend spadkowy samego Gowina (w 2019 r. startował z ostatniego miejsca w Krakowie i zdobył niecałe 15 tys. głosów), to do kolejnego Sejmu mógłby już nawet nie wejść, a to byłaby dla niego katastrofa.
Mówi polityk bliski Nowogrodzkiej: - Umiarkowany Gowin wyborczo już się zużył i prawie nic nie wnosi do wyniku PiS. A zużył się właśnie przy radykalnym Kaczyńskim. Dziś już nawet Paweł Kukiz ma większy potencjał wyborczy niż Gowin.
W poszukiwaniu utraconego środka
Lider Porozumienia stara się odzyskać utracony elektorat. Organizuje wielką ofensywę programową i na wszelkie sposoby stara się wyróżnić na tle PiS. Nowogrodzka nie chcąc dać urosnąć Gowinowi, uderza w jego posłów (jak w Wojciecha Maksymowicza) i nie wypełnia umowy koalicyjnej, czym stara się go upokorzyć. PiS i Gowin są skazani na konflikt, a regularna wymiana ciosów trwa od około roku - od sprawy wyborów "kopertowych". I będzie się nasilać.
- Zapnijcie pasy, bo przez najbliższe tygodnie będzie bardzo ostra jazda - radzą teraz politycy Porozumienia.
Ziobro nie chce być "miękiszonem"
Podobnie Zbigniew Ziobro. Minister sprawiedliwości istnieje wtedy, gdy jest prawicowym antyPiSem.
Ziobro jest w kontrze nie tylko do premiera Mateusza Morawieckiego, do którego dymisji chce doprowadzić od lat.
Mówi polityk z otoczenia Kaczyńskiego: - Zdaniem Ziobry Morawiecki chce go politycznie po prostu zabić.
Ale także - i to już publicznie - w kontrze do samego Jarosława Kaczyńskiego. Minister sprawiedliwości w wywiadach daje do zrozumienia, że to prezes PiS jest "miękiszonem" i ulega Morawieckiemu, porzucając ofensywny program PiS. De facto Ziobro oskarża Kaczyńskiego o zdradę PiS-u.
Fundusz Odbudowy kością niezgody
Dziś największą kością niezgody między Ziobrą a tandemem Kaczyński-Morawiecki jest głosowanie nad ratyfikacją umowy o zasobach własnych Unii Europejskiej, czyli o Funduszu Odbudowy. Dlaczego to? Bo pieniądze unijne są już powiązane - za zgodą Morawieckiego i Kaczyńskiego - z przestrzeganiem praworządności. A to - wedle Ziobry - jest zdradą Polski i zrzeczeniem się suwerenności państwa.
Mówi osoba z otoczenia Ziobry: - To jest temat konstytuujący dla Solidarnej Polski. Kiedy będzie już stosowane wobec Polski unijne rozporządzenie "pieniądze za praworządność" i będą one mrożone przez Brukselę, to okaże się: to my mieliśmy rację i byliśmy nieugięci w jej obronie.
Ziobro chce się prezentować jako prawdziwa prawica, a nie jakieś "miękiszony" rezydujące w Kancelarii premiera i na Nowogrodzkiej. Kaczyński chce z kolei złamać opór "ziobrystów". Albo groźbami przyspieszonych wyborów. - Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To nic nowego - śmieje się jeden z członków SP. Albo przehandlować za cenę zgody PiS na ważne dla Ziobry projekty ustaw - też póki co bez efektu.
- Na tym etapie nie ma już możliwości, abyśmy zachowali się inaczej, niż tylko głosowali na "nie" - odpowiada jednak jeden z "ziobrystów".
Ekipa Ziobry w Sejmie jest zwarta. Trudno PiS-owi kogokolwiek wyłuskać z tej dziewiętnastki. "Ziobryści" najpewniej zatem będą głosować na "nie" dla Funduszu Odbudowy i w ten sposób skażą PiS na łaskę Lewicy, PSL i Platformy Obywatelskiej. To też sposób na upokorzenie PiS-u - podkreślanie, że tylko Solidarna Polska jest ortodoksyjną prawicą.
I biją w Morawieckiego przy każdej okazji, a jego ludzi - często w przeszłości też współpracujących z PO - po prostu nie znoszą. Mają na nich alergię. Dziś celem frontalnego ataku SP jest Paweł Borys - zaufany człowiek Morawieckiego, szef Polskiego Funduszu Rozwoju.
Zjednoczona Prawica trzeszczy w szwach, a koalicjanci stają się swoimi dla siebie wrogami. Jeden z ważnych polityków ZP uspokaja: - Najbardziej prawdopodobne jest, że i tym razem wszyscy się jednak dogadają.
Teraz jeszcze pewnie tak. Niemniej coraz więcej osób z Zjednoczonej Prawicy mówi już, choć nieoficjalnie, że projekt ten się wypala. Do spotkania liderów ma dojść w weekend.