Dziennikarz poprosił portal o nieujawnienie jego tożsamości ze względów bezpieczeństwa. - Tak wielu dziennikarzy do mnie dzwoni. Boję się o ich życie. To najgorsza noc w moim życiu, dla mnie i tysięcy innych - powiedział afgański dziennikarz portalowi Politico.
Dziennikarz w rozmowie z Politico.com zrelacjonował, że w Kabulu czuć strach i panikę, a ulice są puste i ciche, ponieważ obowiązuje godzina policyjna. Jednak współpracujący z amerykańskimi mediami afgański dziennikarz mówił gównie o tym jak zawiódł się na Stanach Zjednoczonych. - Myśleliśmy, że Amerykanie nas nie porzucą, co wydaje się mieć teraz miejsce - powiedział.
- Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie i nie wierzyliśmy, że tak się stanie. Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie, że moglibyśmy zostać tak bardzo zdradzeni przez Stany Zjednoczone. Mam poczucie zdrady… Poświęciłem swoje życie [amerykańskim] wartościom - dodał. Rozmówca Politico ostro ocenił także obietnice USA względem jego kraju. - Było wiele obietnic, wiele zapewnień. Dużo mówi się o wartościach, dużo mówi się o postępie, o prawach, o prawach kobiet, o wolności, o demokracji. To wszystko okazało się puste - skwitował. Dodał, że Afgańczycy są zadziwieni decyzją USA.
- Nie obchodzi mnie, czy to administracja Trumpa, czy administracja Bidena. Wierzyłem w USA, ale okazało się to wielkim błędem - podkreślił dziennikarz.
Mężczyzna przyznał również, że gdyby wiedział, że działania USA są tymczasowe, nie ryzykowałby życiem. - Mogłem wyjechać z Kabulu lub zostać i wcale nie naciskać na wolność prasy w Afganistanie. Miałbym swobodę pojechania gdziekolwiek w Afganistanie - powiedział. Dodał, że próbuje znaleźć sposób, aby wydostać się z kraju. - Gdybym powiedział "Nie boję się", skłamałbym - przyznał.
- Chcę, żeby amerykańscy prawodawcy wiedzieli, że nie jest dobrze porzucać sojuszników. To był najbardziej nieodpowiedzialny czyn w historii. To jak branie nas i stawianie przed wilkami - ocenił dziennikarz. Mężczyzna przekazał także, że afgańscy dziennikarze mogą nadawać, jednak nie w takim stopniu jak wcześniej, a wiele mediów nie działa. - Zostawiłem moje przeznaczenie Wszechmogącemu, ponieważ nie mogę już nikomu ufać - zakończył rozmowę z Politico afgański dziennikarz.
Wczoraj późnym wieczorem talibowie ogłosili koniec wojny w Afganistanie. Zajęli pałac prezydencki w Kabulu i mają de facto pełnię władzy w kraju. Rebelianci przejęli kontrolę nad całym krajem w dziewięć dni, zanim zdążyły się stamtąd wycofać wszystkie wojska Stanów Zjednoczonych i NATO. Prezydent Afganistanu Ashraf Ghani uciekł z kraju, za granicę wyjechali też wiceprezydent, minister obrony, szef parlamentu i inni politycy. Część członków dotychczasowego rządu prowadzi obecnie rozmowy z talibami o ustanowieniu przejściowego rządu.
Oprócz Kabulu talibowie kontrolują wszystkie inne miasta w Afganistanie i większość baz wojskowych. Przejęli też podarowany afgańskiej armii przez USA sprzęt, broń, śmigłowce czy nowoczesne systemy obronne. Weszli również do bazy Bagram, do niedawna największej amerykańskiej bazy w Afganistanie, będącej symbolem kończącej się właśnie 20-letniej misji NATO.
Amerykański Departament Stanu poinformował, że cały personel ambasady w Kabulu został bezpiecznie ewakuowany na tamtejsze lotnisko, które jest zabezpieczane przez amerykańskich żołnierzy. Kabul opuściła większość dyplomatów państw zachodnich.