Limuzynę zamówił jednak u ministra rolnictwa nie asystent dyrektora Radia Maryja, lecz dziennikarz ''Faktu'', który się pod niego podszył. Wyjaśnia, że chciał w ten sposób sprawdzić wpływy księdza Rydzyka. Dziennikarz zadzwonił spod jednego z warszawskich banków do sekretariatu ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Wybór nie był przypadkowy. Jurgiel jest częstym gościem audycji Radia Maryja.
Reporter poinformował sekretariat ministerstwa, że samochód księdza się popsuł i potrzeba szybko podstawić rządową limuzynę. Według dziennika, reakcja ministra Jurgiela przekracza najśmielsze oczekiwania, bo osobiście wybrał samochód i wysłał wraz z kierowcą pod bank.
Krzysztof Jurgiel tłumaczył się, że zawsze stara się pomagać ludziom w potrzebie. Po ujawnieniu prowokacji Krzysztof Jurgiel wystapił o obciążenie go kosztami eksploatacji samochodu. O decyzji ministra poinformowało biuro prasowe resortu rolnictwa.
Premier Kazimierz Marcinkiewicz uznał wydarzenie za niedopuszczalne.
- Chciałem przeprosić wszystkich Polaków za to, że minister Jurgiel poddał się tej prowokacji. To jest sytuacja niedopuszczalna. Upomniałem go - powiedział premier na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu komentując fakt użyczenia rządowej limuzyny nieupoważnionej osobie. Premier oświadczył, że samochód służbowy może być wykorzystywany jedynie do spraw służbowych.
- Niedobrze się stało, że dziennikarzom udała się ta prowokacja - podkreślił podczas konferencji. Niemniej Kazimierz Marcinkiewicz zaznaczył, że rząd będzie zawsze służył pomocą tym, którzy jej będą naprawdę potrzebowali.