Biuro maklerskie Collins Stewart Tullett z londyńskiego City żąda od "Financial Times" rekordowego odszkodowania w dziejach brytyjskiej prasy. Chodzi o 230 mln funtów, czyli 333,6 mln euro. To więcej niż ubiegłoroczne wpływy tego dziennika ze sprzedaży, które wyniosły 203 mln funtów. Przegrana może być finansową katastrofą dla "Financial Times", który i tak boryka się trudnościami - sprzedaż gazety spada, a jej strata operacyjna sięgnęła w zeszłym roku 32 mln funtów. W ubiegłym tygodniu londyński sąd przeprowadził wstępne przesłuchania stron. Teraz ma zadecydować, czy proces się odbędzie.
Wszystko zaczęło się od artykułu, który największy dziennik ekonomiczny w Europie opublikował w sierpniu zeszłego roku. James Middleweek, były pracownik Collins Stewart Tullett, opowiedział w nim, że jego były pracodawca łamał prawo, wykorzystując np. informacje poufne w handlu na rynku publicznym czy sztucznie windując kursy akcji. Biuro maklerskie stanowczo zaprzeczyło tym zarzutom, ale artykuł w gazecie spowodował spadek kursu jego akcji. Właśnie to stało się dla prawników biura maklerskiego podstawą do określenia wysokości odszkodowania. Spółka domaga się 230 mln funtów, które mają zrekompensować zniżkę kursu akcji, i kolejnych 37 mln funtów, które miałaby pokryć dalsze przewidywane straty w przychodach. Collins Stewart Tullett twierdzi, że padło ofiarą nieuzasadnionych stwierdzeń, które nigdy nie powinny były być publikowane, tym bardziej że w sierpniu tego roku regulator rynku publicznego w Wielkiej Brytanii (FSA) oczyścił biuro maklerskie ze wszystkich zarzutów.
- To jest, oczywiście, ogromne żądanie. To wygląda tak, jakby powód chciał dzięki temu trafić do księgi rekordów Guinnessa - powiedział Desmond Browne, prawnik reprezentujący brytyjski dziennik podczas przesłuchań w sądzie. Według niego gazeta powinna była opublikować informacje o ewentualnych nieprawidłowościach.
Proces wywołał szeroką dyskusję w angielskiej prasie. Redakcje zastanawiają się na tym, w jakim stopniu będą narażone na sądową walkę, gdyby ich publikacje spowodowały gwałtowną wyprzedaż akcji jakiejś spółki. Publicyści zwracają uwagę na absurd tej sytuacji. "Ironia polega na tym, że po wybuchu afery Enronu, która uruchomiła cały łańcuch korporacyjnych skandali, palce oskarżycieli wskazały na prasę gospodarczą, która nie potrafiła zidentyfikować ich wcześniej. Zarówno Marjorie Scardino [prezes koncernu Pearson, do którego należy "Financial Times" - red.], jak i były naczelny "Financial Times" Richard Lambert publicznie uznali, że prasa zawiodła opinię publiczną" - pisze Paul Murphy, szef działu gospodarczego dziennika "The Guardian". I choć później szefowa Pearsona publicznie przeprosiła swoich dziennikarzy, to tego rodzaju komentarze spowodowały, że prasa zaczęła bardziej sceptycznie podchodzić do raportów finansowych spółek. Ewentualna wygrana biura maklerskiego z dziennikiem wywołałaby zdaniem redaktora "The Guardian" "mrożący efekt". Z uwagi na precedensową wysokość odszkodowania gazety nie byłyby skore do publikacji materiałów krytycznych wobec spółek albo ich prezesów. "Reporterzy unikaliby trudnych pytań, a ich szefowie wahaliby się przed publikacją całej, nieokraszonej prawdy" - uważa Paul Murphy.