W poniedziałek 24 kwietnia w Chodzieży (woj. wielkopolskie, pow. chodzieski) odkryto ciała pięciu osób. W jednym z domów jednorodzinnych doszło do zabójstwa suicydalnego. 41-letni Krzysztof A. miał zamordować swoich rodziców, żonę oraz syna, a następnie odebrać sobie życie.
37-letnia Marta A. leżała na parterze domu ze skrępowanym nogami oraz zaklejonymi ustami. Obok niej leżał jej mąż, Krzysztof. Niedaleko mężczyzny znajdował się nóż, który okazał się narzędziem zbrodni. Na piętrze leżeli skrępowani rodzice mężczyzny, którzy mieli zginąć jako pierwsi. W jednym z pokoi leżał syn Krzysztofa A., czteromiesięczny Staś. Śledczy nie mieli wątpliwości, że to Krzysztof A. zabił swoją rodzinę. - Nie mamy przesłanek, by uważać, że zamieszany jest w to ktoś z zewnątrz. Mamy do czynienia z poczwórnym zabójstwem i samobójstwem sprawcy - przekazał prokurator Łukasz Wawrzyniak, cytowany przez "Fakt".
Według ustaleń "Faktu" rodzina podjęła decyzję ws. pogrzebów ofiar makabrycznej zbrodni w Chodzieży. Kobieta i dziecko mają spocząć w rodzinnym Sochaczewie. Natomiast rodzice 41-letniego Krzysztofa A., Bogdan i Krystyna, mają spocząć na cmentarzu w rodzinnej miejscowości. Dziennik ustalił również nieoficjalnie, że Krzysztof A., zostanie pochowany osobno, przez brata jego ojca.
Rodzice 41-latka zamieszkali w Chodzieży zaraz po ślubie, a Krzysztof był ich jedynym synem. Mężczyzna studiował na Akademii Rolniczej, później wyjechał do Anglii. - Jego ojciec myślał, że od razu zostanie dyrektorem, miał wielkie ambicje. Trochę się zawiódł - mówiła pani Melania A., ciotka Krzysztofa A. w rozmowie z "Faktem". Kilka miesięcy temu wraz z żoną i dzieckiem przeprowadził się do Chodzieży. - Przyjechał, żeby pomóc matce w opiece nad umierającym ojcem. My się spodziewaliśmy, że Bogdan może umrzeć za trzy dni, albo trzy tygodnie. Kiedy przyszła do nas w nocy policja od razu powiedziałam, że Bogdan nie żyje, a oni do mnie, że nie tylko on, że cała rodzina - komentowała pani Melania.
Pan Stanisław oraz jego żona Melania w rozmowie z "Faktem" podkreślili, że 41-latek nie był agresywnym człowiekiem. Pani Melania wspominała, że rodzice mieli dobry kontakt ze swoim synem. - Krystyna to była prawdziwa opiekunka, kobieta bardzo rodzinna. Krzysztof miał bardzo dobry kontakt z mamą. Został z Martą w domu, bo chciał pewnie pobyć jeszcze z tatą. Może to wszystko było ponad siły Krzysztofa? - zastanawiała się kobieta. - Ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że Krzysztof mógł zabić swojego umierającego ojca. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił. To był spokojny, elegancki człowiek, nie było w nim żadnej agresji - dodała kobieta. - Mnie się wydaje, że on musiał ich wszystkich wymordować już w ten czwartek, kiedy byli po raz ostatni widziani, bo później nikt z nimi nie miał kontaktu - dodał pan Stanisław, brat ojca Krzysztofa A. - Nic nie zwiastowało tej tragedii. Byliśmy u nich z prezentami. Były imieniny Krystyny, więc kupiliśmy storczyka, prezencik dla maluszka. Wszystko było normalnie, piliśmy herbatę, jedliśmy ciasto... Ja się sama zastanawiam, co Krzysztofowi strzeliło do głowy - opowiadała pani Melania.