- Po raz kolejny PiS tylnymi drzwiami wprowadza pod przykrywką deregulacji coś, co deregulację nie jest. A powinno być standardem i normalnością. To przysłowiowe "pomyliłem z dzikiem" nie jest śmieszne, monitorujemy przypadki postrzelenia ludzi czy zwierząt przez myśliwych i widzimy, że to nie są jednostkowe sytuacje, tylko ewidentna tendencja - wyjaśniał rozmówca Gazeta.pl Radosław Ślusarczyk
Obligatoryjne badania dla myśliwych zostały wprowadzone w znacznej większości głosami posłów i posłanek Prawa i Sprawiedliwości. Obecny projekt trafi teraz na posiedzenie plenarne, gdzie odbędzie się jego drugie czytanie.
Ludzie, którzy posiadają broń powinni obowiązkowo przechodzić badania lekarskie, wzroku, psychiatryczne i psychologiczne ze względu na bezpieczeństwo publiczne. I to nie jest żadna deregulacja, to jest obowiązek. Taka typowa wrzutka jest dla nas kompletnie niezrozumiała, szczególnie, że głosami partii rządzącej po długiej batalii społecznej, te przepisy zostały wprowadzone
- komentował Ślusarczyk.
Działacze Pracowni na rzecz Wszystkich Istot zwrócili uwagę na zapis znoszący badania dla myśliwych przypadkowo. - Nikt, by o tym nie wiedział, gdybyśmy nie oglądali do samego końca tego posiedzenia. Byliśmy zainteresowani kwestią udziału dzieci w polowaniach - relacjonował.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
O samych myśliwych aktywista mówił, że to "niewielka grupa około 100 tysięcy hobbystów z bardzo małym poparciem społecznym". - Nie ma żadnej merytorycznej podstawy, żadnej prawnej podstawy, dlaczego mamy traktować ich wyjątkowo. Dlaczego mamy ich wyjmować z reguł ogólnie ustalonych w społeczeństwie i traktować wyjątkowo? Nie są wyjątkowi - podkreślił Ślusarczyk.
Patrząc na bezpieczeństwo zwierząt i ludzi to jest skandaliczne i zupełnie niepotrzebne. Nie mamy pewności, że ja czy pani nie zostaniemy postrzeleni, kiedy pójdziemy do lasu, czy na łąkę
- mówi nam Ślusarczyk.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>