Zapaść w seminariach, odejścia księży. "Gdy byłem wikarym, pozytywne rzeczy w życiu zanikały"

Seminaria duchowne są w zapaści. Nawet jeśli próg któregoś przekroczy pięciu lub dziesięciu kandydatów, to statystycznie połowa z nich odpadnie przed święceniami. Z kapłaństwem pożegnał się na przykład Maciek z Białegostoku. - Nie byłem przekonany, że chcę być księdzem. Wstąpiłem do seminarium, żeby sobie uporządkować życie - mówi. Klerykiem był trzy lata. Marcin Adamiec, były ksiądz, wspomina, że razem z nim do opolskiego seminarium wstąpiło 36 mężczyzn. W kolejnych latach się wykruszali. - Z 37 księżmi do dzisiaj jest 12 osób - opowiada.

- W kwestii powołań kapłańskich i zakonnych mamy zapaść od kilku lat. Jest wiele przyczyn zewnętrznych tego stanu rzeczy - mówi w Gazeta.pl ks. Andrzej Kobyliński, filozof i etyk, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, a wcześniej przez wiele lat wykładowca i prorektor ds. wychowawczych w seminarium duchownym w Płocku. Duchowny wylicza: demografia, wyższy poziom życia, galopująca ateizacja. - Ale problemy leżące po stronie Kościoła są według mnie ważniejsze. To stopniowy rozpad polskiego katolicyzmu, spowodowany m.in. niekończącymi się skandalami obyczajowymi biskupów i księży - podkreśla.

Zobacz wideo Czy rozważano wprowadzenie stanu wyjątkowego na terenie Polski w związku z wydarzeniami w Przewodowie?

Zapaść w seminariach

Wykładowca UKSW wskazuje, że w Polsce obserwujemy zjawisko, które w drugiej połowie XX wieku przetoczyło się przez społeczeństwa Zachodu. - W krajach zachodnich przede wszystkim większa konsumpcja i dobrobyt doprowadziły do sekularyzacji. Dzisiaj ten proces obserwujemy w Polsce, która zbliża się do zachodniego poziomu życia. Proszę zwrócić uwagę, że wbrew pozorom od religii odchodzi nie tylko najmłodsze pokolenie, ale też ludzie w średnim wieku - mówi.

Powiedzieć dzisiaj, że diecezjalne seminaria duchowne pustoszeją, to jak nic nie powiedzieć. Przykładów jest dużo. W tym roku w Arcybiskupim Wyższym Seminarium Duchownym w Szczecinie pojawiło się tylko czterech nowych kandydatów do kapłaństwa. Od nowego roku akademickiego w tamtejszym seminarium studiuje 17 kleryków. 

Siedmiu nowych alumnów przyjęto w tym roku do Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi. Rok wcześniej było ich 11. Łącznie, jak informowała archidiecezja łódzka, w roku akademickim 2022/2023 studia podjęło 38 alumnów. 

- Nie ma co udawać, że liczby są mniejsze niż bywały. Jestem księdzem, który był wyświęcony w grupie 66 mężczyzn dla jednej diecezji. Dzisiaj mamy wiele seminariów w Polsce, które nie mają tylu kleryków, ilu nas wyszło wtedy jednego roku - mówił w Radiu Łódź metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś. 

Fala zamknięć seminariów

Do łowickiego seminarium w tym roku przyjęto jednego kandydata, ale nie będzie on studiował w Łowiczu, tylko w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. W związku z niskim zainteresowaniem kapłaństwem biskup Andrzej Dziuba zdecydował o przeniesieniu do stolicy także pozostałych sześciu kleryków. Nastąpi to prawdopodobnie w przyszłym roku. Sytuacja w tym mieście nie jest wyjątkiem. Latem podobną decyzję podjęto w sprawie seminarium bydgoskiego - klerycy zostali przeniesieni do Poznania. W ubiegłym roku akademickim do seminarium w Bydgoszczy nie przyjęto ani jednego kandydata. Podobnie było w Elblągu.

Łowicz w tym roku nie jest wyjątkiem. Również do seminariów m.in. w diecezjach bydgoskiej, ełckiej czy legnickiej zgłosiło się po jednym kandydacie. 

Siedmiu kandydatów zgłosiło się do Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej w Lublinie. To wbrew pozorom nie jest zły wynik. - W tym roku mamy więcej kandydatów do seminarium w porównaniu do kilku ostatnich lat - mówił "Dziennikowi Wschodniemu" ks. dr Jarosław Przytuła, rektor seminarium. Z kolei w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Lublinie formację rozpoczęło ośmiu alumnów. 

W związku z małą liczbą kandydatów seminaria są zamykane lub łączone. Do Łowicza i Bydgoszczy należy doliczyć Legnicę, Świdnicę i Wronki. W skali kraju spadek zainteresowania kapłaństwem najlepiej pokazują dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Z roczników ISKK  wynika, że w 2014 roku mieliśmy w Polsce 2647 alumnów. W 2018 liczba ta wyniosła 1985. Natomiast w 2020 roku (najnowsze dostępne dane, wkrótce powinny być dostępne te za rok 2021) alumnów było w Polsce1619. 

KAI podawała w październiku, że łącznie w tym roku akademickim formację kapłaństwa w seminariach diecezjalnych rozpoczęło 236 kandydatów. W ubiegłym roku było ich o sześciu mniej. 

- Gdy w 1986 roku jako 21-latek wstępowałem do seminarium, w wymiarze społecznym symbolem duchownego był ks. Jerzy Popiełuszko i jego męczeńska śmierć. Wśród rodziny i znajomych czuć było sympatię do księży i młodych chłopaków, którzy wybierali się do zakonu lub seminarium. To dawało wiatr w żagle. Dzisiaj, co nikogo już specjalnie nie dziwi, koloratka kojarzy się z pedofilią. Religia dla wielu ludzi staje się czymś śmiesznym, bezwartościowym. Dane są coraz bardziej dramatyczne, weźmy przykład Wrocławia, gdzie ponad 80 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych wypisało się w tym roku szkolnym z religii - mówi Kobyliński. Ksiądz i wykładowca UKSW dodaje: - Emblematyczne może być ewentualne zamknięcie seminarium w Gnieźnie. W ogromnym, majestatycznym gmachu seminaryjnym obecnie studiuje zaledwie kilkunastu kleryków. Od Gniezna zaczęła się historia chrześcijaństwa na polskich ziemiach, więc trudno o bardziej przejmujący symbol obecnego kryzysu. 

"Poszedłem do seminarium, bo zupełnie nie nadawałem się do dorosłego życia"

Rozmawiamy z Robertem Samborskim, byłym klerykiem, autor książki "Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium". - Poszedłem do seminarium, bo zupełnie nie nadawałem się do dorosłego życia. Przyznam brutalnie, że na moim roku większość seminarzystów to były właśnie takie osoby. Mnie obudziło dopiero zobaczenie tej instytucji od środka, zajęło mi to wiele lat, ale miałem wiele szczęścia, że nadeszło to otrzeźwienie.

Samborski uważa, że dawniej jednym ze źródeł powołań była chęć awansu społecznego i dzisiaj ta sytuacja jest zupełnie inna. - Ksiądz jawił się jako lekki zawód, w którym ma się dużo pieniędzy, a niewiele trzeba pracować. Ale dzisiaj datki wiernych już nie są takie jak kiedyś, oczywiście pieniądze płyną, ale nie w takiej skali. Zwłaszcza na wsi, gdzie utrzymanie kościołów nie jest dużo niższe niż w mieście, a dochody z tacy są znacznie skromniejsze. A mało który ksiądz, z całej puli, która zostaje wyświęcona, będzie miał to szczęście i trafi do parafii w mieście - zauważa. 

W Olsztynie bez święceń

W tym roku po raz pierwszy od ponad 70 lat nie odbyły się święcenia kapłańskie w Olsztynie. Ks. Hubert Tryk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego "Hosianum" w liście do wiernych pisał: "Niestety w tym roku nie odbędzie się najważniejsza chwila w życiu całego Seminarium, czyli święcenia kapłańskie. Zwykle były one udzielane diakonom, czyli alumnom roku szóstego w ostatnią sobotę miesiąca maja. Niestety rocznik ten nie doszedł nawet do diakonatu, z kilku kandydatów, którzy się zgłosili sześć lat temu nie pozostał ani jeden".  

- Ci, dla których seminarium kilka czy kilkanaście lat temu byłoby naturalnym wyborem, dzisiaj wybierają zupełnie inną drogę. Kościół po prostu staje się coraz mniej interesującą instytucją, a w zasadzie nudną na tle dzisiejszej rzeczywistości. Do tego nie potrafi rozwiązać własnych kryzysów, więc nie ma co się dziwić, że ludzie nie chcą do niego wstępować - mówi Marcin Adamiec, były duchowny. Adamiec był księdzem przez siedem lat. Zrezygnował tuż po wybuchu pandemii koronawirusa. Na początku 2022 r. wydał książkę "Zniknięty ksiądz", w której opisał życie kapłańskie i drogę do zrzucenia sutanny. - Warto pamiętać, że to, co nazywamy powołaniem, jest w dużej mierze kwestią psychologiczną i społeczną. Nie jest przecież tak, że chłopak słyszy głos Boga i idzie do seminarium. Wiele zależy od wychowania, środowiska, w którym człowiek wzrasta. W moich czasach ludzie często wstępowali do seminariów, gdy mieli jakieś kłopoty, związane na przykład z wchodzeniem w dorosłość, spowodowane ogólnym strachem przed życiem. Jeśli ktoś ma bliskie relacje z Kościołem, to może powiązać te kryzysy i problemy tożsamościowe z powołaniem - zauważa. Jak dodaje, "w 2022 roku ten wrażliwy młody człowiek prędzej zostanie ratownikiem medycznym niż księdzem".

Stanem naturalnym w seminariach duchownych jest duży odsetek rezygnacji. Czasem do święceń dociera ledwie połowa kandydatów. - Odchodzenie kleryków z seminarium nie jest nowym trendem. Tak było zawsze, że niektórzy alumni odkrywali w trakcie studiów, że to nie jest ich droga, nie dawali rady, zakochiwali się. Nowym trendem jest to, że praktycznie zniknęły powołania z parafii wiejskich, które kiedyś dominowały. Młodzież na wsiach gwałtownie się sekularyzuje - mówi ks. Kobyliński.

Maciek poszedł sprawdzić. "Chciałem poukładać sobie życie"

Po kilku latach formacji z myślą o byciu księdzem pożegnał się Maciek, muzyk z wykształcenia (dzisiaj też z zawodu), który razem z 21 osobami do warszawskiego seminarium wstąpił w 2017 roku. Miał wtedy 25 lat. - Chciałem sobie poukładać życie, a nie tak od imprezy do imprezy, od koncertu do koncertu. Trochę się pogubiłem, mniejsza o szczegóły - wspomina. - Po skończeniu studium jazzowego w Warszawie wróciłem do rodzinnego Białegostoku. Tam trafiłem do wspólnoty religijnej skupiającej głównie młodych ludzi. Grupa była dużym wsparciem, na spotkaniach umacniałem się w przekonaniu, że jestem na dobrej drodze. Wtedy też pojawiały mi się w głowie filozoficzne pytania o celowość, sens życia. Wydawało mi się, że potrzebuję czegoś więcej niż szara codzienność - zwyczajna praca, a po pracy oglądanie Netfliksa - opowiada. 

Nie wiedział tylko, czy potrzeba "czegoś więcej" od życia nie wynika tylko z chwilowego zapału. - To mnie wtedy, w 2017 roku, chyba najbardziej motywowało. A czemu akurat seminarium? Blisko Kościoła, także w sensie instytucjonalnym, byłem właściwie przez całe życie, później trafiła się ta wspólnota, więc taki wybór był naturalny. Wcześniej zresztą do seminarium w Białymstoku poszedł mój młodszy brat. Zrezygnował po dwóch latach, miał negatywne doświadczenia.

Średnio 56 porzuceń kapłaństwa rocznie

Od początku wcale nie był przekonany, że chce być księdzem. Do seminarium wstąpił, żeby to sprawdzić. To sprawdzanie zajęło mu trzy lata. Po tym czasie zrezygnował. - Już po drugim roku myślami byłem poza murami seminarium. Przeciągałem, bo chciałem mieć stuprocentową pewność, że kapłaństwo jednak nie jest dla mnie. Odpowiedzi na filozoficzne pytania nie znalazłem, ale bardzo cenię czas, który tam spędziłem, rozwinąłem się osobowościowo i intelektualnie. Nie żałują decyzji o odejściu. Pewnie jako ksiądz bym się męczył, jedną nogą stałbym poza kapłaństwem, i ciągle szukał czegoś innego - mówi.

W Polsce, podobnie jak w całej Europie, spada ogólna liczba duchownych katolickich. W notatce statystycznej z 2020 roku instytut ISKK podaje, że tylko w 2017 roku kapłaństwo porzuciło 73 księży diecezjalnych. Jak było w latach ubiegłych? "Średnia arytmetyczna porzuceń kapłaństwa przez księży diecezjalnych w latach od 2000 do 2017 wynosi 56 rocznie" - podaje Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego.

"Z 37 księżmi do dzisiaj jest 12 osób"

W rozmowie z nami Marcin Adamiec wspomina, że w 2007 roku do wyższego seminarium duchownego w Opolu razem z nim wstąpiło 36 młodych mężczyzn. - W 2013 roku wyświęcono spośród nas 19 na diecezję opolską i gliwicką, bo to seminarium było łączone. W kolejnych dziewięciu latach z kapłaństwa odeszło siedmiu moich kolegów. Z 37 księżmi do dzisiaj jest 12 osób - wspomina. 

W 2018 roku kapłaństwo porzucił Krzysztof (imię zmienione), swego czasu wikariusz w katedrze w jednej z diecezji na zachodzie kraju. Kilka lat temu w kurii zaproponowano mu studia doktoranckie za granicą. Skorzystał.

- Już w Polsce, w trakcie mojego duszpasterstwa, zacząłem inaczej patrzeć na Kościół. Byłem wychowany w chrześcijaństwie, w moim domu wiara była dość silnie obecna. Później przyszedł zawód - wspomina.

Krzysztof wspomina proboszcza ze swojej rodzinnej miejscowości. Dobry człowiek. Zmarł w młodym wieku, ale dla przyszłego księdza pozostał wzorem duchownego. Później, jak wspomina, pozytywny obraz wielokrotnie był konfrontowany z rzeczywistością. - W kapłaństwo poszedłem właśnie z tymi oczekiwaniami, które wyrobiłem sobie za młodu. Od zawsze miałem przekonanie, że w centrum kapłaństwa i w ogóle Kościoła, powinien być Jezus Chrystus. W trakcie posługi zrozumiałem, że Kościół katolicki w Polsce, ale nie tylko tu, działa jak firma i w zasadzie nie jest do końca chrześcijański - mówi.

Krzysztof w Niemczech szukał dla siebie ratunku

Na studia do Niemiec pojechał w 2017 roku. Szukał tam dla siebie ratunku. - Jeszcze przed wyjazdem zastanawiałem się nad swoją obecnością w Kościele. Miałem nadzieję, że w Niemczech odnajdę inny Kościół, taki, który sobie wyobrażałem w młodości, czyli bardziej ludzki, skierowany na człowieka. Bo widzi pan - argumenty dotyczące życia w celibacie i posłuszeństwa wobec biskupa zupełnie inaczej brzmią w uszach młodego mężczyzny, gdy zostaje mu to pięknie przedstawione i wyjaśnione przy pomocy Pisma Świętego, a inaczej wybrzmiewają, gdy ma się trochę więcej lat i pozna się realia - mówi.

W Niemczech uznał, że tamtejszy Kościół w niczym nie różni się od polskiego. Porzucił kapłaństwo i zatrudnił się w prywatnym przedsiębiorstwie za Odrą.  

- W końcu chce mi się pracować, cieszę się każdym dniem, mam mnóstwo pomysłów na siebie. Gdy byłem wikarym, te pozytywne rzeczy w życiu gdzieś zanikały. Wbrew przekonaniu wielu osób praca księdza nie jest wcale lekka. Dzień miałem zapełniony obowiązkami co do minuty. Myśmy na parafii byli wręcz przepracowani. Z drugiej strony są małe parafie, gdzie we wsi jest kilkadziesiąt osób i tam ksiądz nie ma co robić, nudzi się, chodzi, szuka zajęcia. Bardzo często duchowny jest samotny, nie ma na miejscu bliskich, przyjaciół. Poznałem takich wielu, wypalonych do szczętu. To bardzo smutny obraz - mówi i wspomina znajomego księdza, lat 50, który "zachowywał się jak 90-latek". - To był człowiek w głębokiej depresji - mówi i dodaje, że takich księży poznał mnóstwo. 

"Słuchaj, kto ci pranie zrobi? Kto ci obiad ugotuje?"

- Jeden z nich wyświęcony został, gdy Jan Paweł II był na Stolicy Apostolskiej, a w kościołach mieliśmy pełno młodzieży. Później one zaczęły pustoszeć. Ten człowiek był szalenie nieszczęśliwy, bo odbierał zmiany w Kościele jako swoją osobistą porażkę. W końcu zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest. Gdybym napotkał jednego księdza z depresją, to bym machnął ręką, ale ich było wielu. Pytałem siebie, czy też taki chcę być za kilka lat. Uznałem, że nie - mówi. 

- Trudno jest rzucić kapłaństwo? - pytamy.

- Bardzo. Biskupi wmawiają księżom, że jeśli odejdą, to nie poradzą sobie w życiu, będą zagubieni, nie znajdą sobie pracy. "Gdzie ty pójdziesz, jak nie masz wykształcenia?". Gdy ja już myślałem o odejściu, zadzwonił do mnie biskup pomocniczy i powiedział: "Słuchaj, kto ci pranie zrobi? Kto ci obiad ugotuje?". W życiu bym nie pomyślał, że biskup pomocniczy użyje takiego argumentu. Wielu księży zresztą tak myśli - że sobie nie poradzą - mówi. 

Więcej o: