PROF. ANTONI DUDEK*: Byłoby to bardzo trudne, ale oczywiście możliwe. Mało prawdopodobny wydaje mi się całkowity powrót do stanu sprzed jego wprowadzenia. Ten program ma zdecydowanie więcej zwolenników niż przeciwników. Widać to także w zachowaniach opozycji, a w szczególności Platformy Obywatelskiej. Kiedy ten program wszedł w życie, PO dawała niejednoznaczne sygnały, a na początku odnosiła się krytycznie wobec tego programu. Za to od dłuższego czasu powtarzają jak mantrę, że to, co zostało dane, nie będzie odebrane i na pewno nie usuną tego programu.
Wszystkie znaczące siły polityczne pogodziły się z tym, że takie świadczenie powinno istnieć, co nie zmienia faktu, że ono w przyszłości będzie ulegało zmianom, chociażby ze względu na inflację. Chodzi m.in. o to, żeby zadecydować, czy świadczenie powinno podlegać waloryzacji. W tej chwili 500 zł jest mniej warte, niż było kilka lat temu, kiedy ten program startował. Będzie również kontynuowana dyskusja o zakresie świadczenia. Na początku program obejmował drugie i kolejne dziecko, a potem został rozszerzony o wypłaty na pierwsze dziecko. Pieniądze z "500 plus" są przyznawane do 18. roku życia, lecz niektórzy mogą argumentować, że dziecko jest na utrzymaniu rodziców jeszcze podczas studiów i świadczenie powinno obejmować także ten okres.
To wynika z dokonanego przez Kaczyńskiego i jego otoczenia porównania dwóch okresów, w których rządziło Prawo i Sprawiedliwość. Podstawową różnicą jest to, że w latach 2005-07 PiS postawiło na retorykę niezwiązaną z polityką społeczną. Chodziło o tropienie układów i korupcji, skoncentrowało się na retoryce patriotycznej i bogoojczyźnianej. Tyle że taka strategia nie odniosła sukcesu, a PiS spektakularnie przegrało wybory w 2007 roku. Przez kolejne lata partia podtrzymywała tę retorykę i przegrywała kolejne wybory, aż wreszcie zaczęła mocniej akcentować rozwiązania związane z polityką społeczną. Do tego jeszcze doszło zmęczenie rządami Platformy Obywatelskiej i nagle się udało - PiS zwyciężyło. Moim zdaniem formacja Kaczyńskiego odniosła sukces nie dzięki żołnierzom wyklętym czy przekopowi Mierzei Wiślanej, tylko dzięki polityce społecznej. Kaczyński się tego trzyma, bo zrozumiał, że to jest recepta na zdobywanie większości. Nic dziwnego, że partia koncentruje się właśnie na tym, ponieważ wie, że inne elementy ich programu nie są równie nośne społecznie.
Może nam grozić dramatyczne załamanie finansów państwa, w związku z czym będzie trzeba dokonać drastycznych cięć w wydatkach publicznych. Jeśli rząd znajdzie się pod ścianą, to może zdecydować się na ograniczenie tego świadczenia. Ale wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne.
Dlatego, że ten program z każdym rokiem jest coraz bardziej traktowany jako coś oczywistego, tak jak powszechny system emerytalny. Mam wrażenie, że "500 plus" dołączyło do świadomości społecznej jako świadczenie, które jest normą w cywilizowanym świecie. Tym bardziej że w wielu innych krajach obowiązują podobne formy wsparcia finansowego dla rodziców wychowujących dzieci.
W Polsce, kiedy ten program startował, trwał spór z opozycją, żeby odejść od gotówki dawanej do ręki na rzecz zainwestowania tych pieniędzy w inne obszary polityki prorodzinnej - np. budowę żłobków i przedszkoli. Okazało się jednak, że magia gotówki wręczanej ludziom do ręki jest przemożna, także z perspektywy politycznej. Mogę powiedzieć jasno, że to był strzał PiS-u w dziesiątkę i pozwolił im zdobyć władzę w 2015 roku.
Na to pytanie nie da się obiektywnie odpowiedzieć, bo to jest budowanie historii alternatywnej. Można zakładać, że PiS by wygrało, ale skala tego zwycięstwa byłaby mniejsza, bo nie zmobilizowaliby tzw. elektoratu socjalnego.
Jestem przekonany, że jakieś zmiany będą proponowane. Myślę, że szczegóły dzisiaj jeszcze nie są znane albo są ukryte głęboko w szufladach rządowych lub szufladach doradców opozycji. Na pewno propozycje zmian w programie "500 plus" będą elementem programów wyborczych obozu rządzącego i opozycji, ponieważ to interesuje bardzo wielu Polaków i jest bardzo nośne politycznie. Myślę, że będzie to polegało na licytacji partii - na zasadzie kto da więcej - i zwiększaniu tej kwoty. Nie sądzę, żeby ktoś poza libertariańskim skrzydłem Konfederacji zaproponował likwidację tego programu.
Nie wiem, czy każda, ale na pewno większość partii będzie musiała mieć rozbudowane programy w zakresie polityki społecznej. Już wcześniej takie programy istniały, ale to jeszcze bardziej się nasili. Jednak nie muszą to być jedynie propozycje z zakresu polityki prorodzinnej, może będą to rozwiązania dotyczące polityki senioralnej. Brutalna prawda jest taka, że w Polsce z każdymi wyborami będzie przybywało najstarszych wyborców. Za 20 lat przysłowiowa partia emerytów i rencistów, która kiedyś była obiektem żartów, może stać się bardzo wpływowym ugrupowaniem.
Na pewno odradzałbym pójście w kierunku polityki senioralnej, bo będzie im trudno przelicytować PiS w obietnicach socjalnych. Zresztą Platforma Obywatelska, która ma za sobą osiem lat zupełnie innej polityki socjalnej, nie byłaby wiarygodna, jeśli złożyłaby takie propozycje. Na pewno partie opozycyjne nie powinny grozić zabraniem "500 plus", bo to byłoby dla nich zabójcze. Nie polecałbym także brania udziału w licytacji z PiS-em na podnoszenie kwoty tego świadczenia.
Opozycja ma problem, bo będzie jej bardzo trudno pokazać coś równie konkurencyjnego. Natomiast to nie jest tak, że ona nie może niczego pokazać. Chociażby może szukać słabych punktów w programie partii rządzącej lub wychodzić z własnymi rozwiązaniami i czekać na to, co w Polsce jest standardem, czyli na zmęczenie rządzącymi. Według mnie u nas wyborów się nie wygrywa, tylko wybory się przegrywa. Widać wyraźnie, że PiS podczas drugiej kadencji jest coraz bardziej niespójny i nieskuteczny w działaniu - to jest szansa dla opozycji.
Na samorządy, które są na celowniku obecnej władzy i znajdują się dzisiaj w bardzo trudnym położeniu politycznym oraz finansowym. Nie może również zapomnieć o wyborcach z mniejszych ośrodków, których nie interesuje polityka ani praworządność.
Według mnie w przypadku "500 plus" rozsądnym posunięciem byłaby propozycja zwiększenia sumy pieniędzy na każde dziecko. I jednocześnie wyjście z inicjatywą bardziej przemyślanego podziału tego świadczenia i odejścia od prostego rozdawnictwa pieniędzy.
To nie jest ślepa uliczka, bo przecież inne świadczenia, takie jak emerytury, też się waloryzuje. Chodzi o to, w jaki sposób to będzie wdrażane. Moim zdaniem, na pewno nie powinno dawać się po równo tych samych kwot, ponieważ wtedy znaczenie świadczenia z każdym rokiem będzie coraz mniejsze.
Po wejściu do Unii Europejskiej Polska przeszła przez falę spektakularnego rozwoju, który odzwierciedlał wzrost PKB, budowa autostrad itp. Natomiast zwykli ludzie odczuwali to w niewielkim stopniu na własnej kieszeni. Rosła frustracja uboższej części Polaków spoza wielkich miast, którzy mieli poczucie, że nie mają korzyści z tego, o czym mówi prezydent Komorowski i premier Tusk. To właśnie zostało przekute w poparcie dla PiS-u. Symbolem obietnicy poprawy warunków życia tych wyborców stało się "500 plus". Był to pierwszy program tego typu w dziejach III RP. Oczywiście wcześniej istniały inne rozwiązania polityki prorodzinnej, ale były pozbawione psychologicznego mechanizmu dawania gotówki do ręki.
Chyba tylko słynne hasło Lecha Wałęsy: "100 milionów". Ten slogan był oparty na podobnej idei, ale potem okazał się niemożliwy w realizacji. W późniejszych latach nie pojawił się żaden program skonstruowany w podobny sposób. Wynikało to z tego, że Polska przez długie lata zmagała się z dziedzictwem PRL-u: ogromnym zadłużeniem zagranicznym, recesją transformacyjną i nieefektywnością gospodarki. Po prostu tych pieniędzy nie było. Popełniono również błędy polegające na złym podziale dochodu narodowego.
Nawet te mniejsze kwoty można było dzielić bardziej sprawiedliwie, nie doprowadzać do frustracji i niezadowolenia mieszkańców mniejszych ośrodków. Z drugiej strony, rządy miały spore pole manewru, ale zachowywały się do bólu odpowiedzialnie, czego przykładem jest rząd Jerzego Buzka, który przeprowadził wielki program prywatyzacyjny i zamiast przeznaczyć ogromne kwoty na wygranie następnych wyborów, utworzył Fundusz Rezerwy Demograficznej. Do tego Funduszu kolejne rządy miały odkładać pieniądze po to, aby w przyszłości, kiedy liczba emerytów znacznie się zwiększy, było z czego wypłacać im emerytury. Jednak Buzek przegrał wybory, a kolejne rządy roztrwoniły ten Fundusz na tzw. bieżące działania.
Niestety polska polityka ulega degradacji. Moim zdaniem w Polsce rządzą ludzie coraz mniej odpowiedzialni i to jest problem, za który wszyscy zapłacimy bardzo wysoką cenę w perspektywie tej dekady, a zwłaszcza kolejnych.
Jestem zwolennikiem programu "500 plus" na drugie i kolejne dziecko, ale jeśli chodzi o świadczenie na pierwsze dziecko, to tutaj byłem sceptyczny. Natomiast jestem kategorycznie przeciwny trzynastej i czternastej emeryturze. Uważam, że to jest stuprocentowa kiełbasa wyborcza, która polega na kupowaniu głosów starszych ludzi. A za te pieniądze można by w znaczący sposób poprawić sytuację w ochronie zdrowia. Chociażby ściągnąć z zagranicy kolejnych lekarzy czy zakupić sprzęt do szpitali. To pomogłoby seniorom znacznie bardziej niż kolejne emerytury.
PiS, zamiast finansować ochronę zdrowia, wolało dawać ludziom pieniądze do ręki, bo to sprawdza się lepiej w kampanii wyborczej. Zresztą właśnie takie działanie uratowało Andrzeja Dudę. Podobnie zresztą jak słynna "bitwa o wozy strażackie" dla gmin z największą frekwencją w wyborach. Przykłady zepsucia można mnożyć. Ostatnio ukazał się raport o stanie inwestycji lokalnych, który jasno pokazuje politykę klientelistyczną, polegającą na wspieraniu regionów, które sprzyjają partii rządzącej. To nie jest, oczywiście, zjawisko, które zapoczątkował PiS. Ono występowało już wcześniej. Tylko że PiS spotęgowało tę patologię. To jest przykład degradacji polityki, która jest mniej widoczna, bo zazwyczaj koncentrujemy się na kwestiach takich jak przestrzeganie konstytucji, poszanowanie sądownictwa i agresywny język polityki, a zapominamy o tym, że w cieniu tych spraw dzieją się zmiany systemowe, które są niezwykle groźne dla Polski.
*Prof. Antoni Dudek - historyk i politolog. Pracuje na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Polskiej Akademii Nauk. Przez kilka lat był w radzie Instytutu Pamięci Narodowej. Zajmuje się historią najnowszą Polski, napisał kilkanaście książek na ten temat.