- Tak wygląda wolność w naszym kraju - mówi krótko w wideo zamieszczonym na Instagramie zakrwawiony Jacek Szawioła.
Były fryzjer, który strzygł m.in. Andrzeja Dudę i uczestnik programu "Gogglebox. Przed telewizorem" został napadnięty na klatce schodowej. W rozmowie z Gazeta.pl opisuje okoliczności zdarzenia.
- W nocy zostałem pobity na mojej własnej klatce. Całe zajście zostało nagrane przez kamery i dowiedziałem się, kto to zrobił, została wezwana policja. Panowie byli bardzo pomocni, czego nie mogę powiedzieć o ratownikach z pogotowia - relacjonuje w Gazeta.pl. - Byłem wypytywany przez nich, czy nie choruję na HIV albo czy nie mam koronawirusa, lub czy nie jestem na kwarantannie. Krwotok z nosa trwał. Postanowiłem zadzwonić do koleżanki prawniczki i zapytać, czy mam jechać do szpitala, jak radzi pan z pogotowia, jednocześnie brzydząc się mnie dotknąć. Powiedziała, żebym jechał - opowiada.
Jak dodaje, w trakcie ucieczki sprawca napaści wypuścił z klatki schodowej jego psa. - Więc zamiast pojechać do szpitala, mimo krwawiącego nosa spędziłem cały poranek na szukaniu mojego ukochanego psa - relacjonuje. Szawioła podkreśla, że policjanci, którzy przyjechali, "byli bardzo empatyczni". - To się nie zdarza często. Wysłuchali mnie, byli pomocni w poszukiwaniach.
To niejedyna homofobiczna napaść, do której doszło w piątek. Jak dowiaduje się Gazeta.pl, po południu grupa 14- i 15-latków została zaatakowana w Parku Praskim. - Spotkałem się z grupą znajomych w okolicach szkoły, poszliśmy do Parku Praskiego, trochę się tam kręciliśmy. W głównej alejce napotkaliśmy grupę czterech-pięciu osób, byli o wiele starsi od nas - relacjonuje nam 14-letni Antek. - Sporo osób z naszej grupy było kolorowo ubranych, wyróżnialiśmy się, co dla tamtych stanowiło pretekst do wyzwisk. Obrażali nas, padło coś w stylu "zbiorowisko pedałów", szliśmy dalej i w pewnym momencie odwróciłem się i pokazałem środkowy palec, potem okazało się, że nie tylko ja - podkreślił.
Jak opisuje, dwaj mężczyźni ruszyli w ślad za młodymi ludźmi. Jeden z nich kopnął chłopaka w plecy. - Poleciałem do przodu i obróciłem się, gestem pokazałem, że nie chcę się bić, wtedy uderzył mnie w twarz - opowiada. Jak dodaje, od razu zadzwonił na policję. - Pani z centrali powiedziała, że będę musiał wskazać, kto to zrobił. Byłem trochę przestraszony i wyobraziłem sobie, że będzie trzeba do nich podejść i pokazać, który z nich to zrobił. Nie przyszło mi do głowy, że po prostu wsiądę do radiowozu i będę pod opieką tych policjantów, więc jak usłyszałem, że mam ich wskazać, odwołałem policję i się rozłączyłem - mówi.
Rozmawiamy z panią Gabrielą, mamą Antka, która chciała zgłosić pobicie syna na komendzie policji przy ul. Jagiellońskiej. - Usłyszałam, że, nie ma czegoś takiego, jak pobicie na tle homofobicznym oraz że takie zgłoszenie nie może zostać przyjęte i powinnam założyć sprawę cywilno-prawną - mówi. - Pan sierżant, nie wprost, ale mnie zniechęcał, mówił, że to wiąże się z kosztami, trzeba zatrudnić prawnika, a sprawa i tak zostanie umorzona - dodaje.
Przyznaje, że zawiadomienia ostatecznie nie przyjęto. - Dzisiaj, po rozmowie z prawniczką, już wiem, że trzeba wszcząć powództwo cywilne, ale policjant miał obowiązek przyjąć to zawiadomienie - mówi. Sprawa zostanie skierowana do sądu.
Zwróciliśmy się do biura prasowego KSP o komentarz w tej sprawie. Czekamy na informacje.