Lakers górą w meczu nr 1

Los Angeles Lakers w ostatnich 17 minutach pierwszego meczu finału Konferencji Zachodniej odrobili duże straty i ostatecznie pokonali broniących tytułu San Antonio Spurs 89:85. Kobe Bryant zdobył 27 punktów, z czego 25 w drugiej połowie. W piątek drugi mecz tej serii w Los Angeles.

Niespełna sześć minut przed końcem trzeciej kwarty Tim Duncan trafił hakiem za dwa i Spurs prowadzili aż 65:45. Goście mieli wówczas zryw 14:2 i wydawało się, że Lakers przegrają w Staples Center po raz pierwszy od 28 marca. Wyglądało na to, że dłuższa przerwa zespołu z Los Angeles (po wyeliminowaniu 4:2 Utah Jazz czekali na kolejny mecz od piątku) raczej mu zaszkodziła, a grający niemal z marszu Spurs (siódme, decydujące spotkanie z New Orleans Hornets wygrali dopiero w poniedziałek) są w lepsze dyspozycji.

I wówczas do gry wkroczył MVP sezonu zasadniczego. Kobe Bryant.

Rzucający Lakers zaczął od rzutu z półdystansu, a potem w ciągu trzech i pół minuty dodał jeszcze pięć punktów i dwie asysty - obie do Pau Gasola. Hiszpański skrzydłowy rzucił cztery punkty i miał jedną asystę - właśnie do Bryanta. To właśnie po wsadzie z powietrza Gasola z podania Bryanta, dwie i pół minuty przed końcem kwarty było już tylko 59:65.

- Kobe w pierwszej połowie ufał swoim kolegom - komentował po meczu trener Spurs Gregg Popovich. - Dlatego miał aż pięć asyst. Na dodatek sondował terytorium - patrzył na co będzie sobie mógł pozwolić. I w drugiej połowie zabrał się na zdobywanie punktów.

Na przełomie dwóch ostatnich części meczu Spurs utrzymali kilkupunktową przewagę, ale Lakers w końcu doprowadzili do remisu - po rzucie Lamara Odoma na nieco ponad trzy minuty przed końcem było 81:81. Potem cztery punkty Bryanta dały Lakers prowadzenie 85:81. Manu Ginobili i Duncan zdołali jeszcze doprowadzić do remisu, ale 20 sekund przed końcem kosza zdobył Bryant. Rzucający Lakers wszedł do pola trzech sekund, zatrzymał się za linią rzutów wolnych, wykorzystał fakt, że pilnujący go Bruce Bowen zrobił kilka kroków w tył i spokojnie trafił z czterech metrów.

W odpowiedzi za trzy punkty z rogu boiska rzucał Ginobili, ale trafił w obręcz. Wynik ustalił z linii faulowany Sasha Vujacić.

- To wielka rzecz dla takiego młodego zespołu - odrobić 20 punktów przeciwko mistrzom - cieszył się Bryant. - Kobe wziął zespół na plecy. Mieliśmy ogromną szansę na zwycięstwo, ale jej nie wykorzystaliśmy. Jestem zawiedziony - mówił Bowen.

Bryant, poza 27 punktami, miał też dziewięć asyst i pięć zbiórek. Gasol dodał 19 punktów i siedem zbiórek, a po 10 punktów zdobyli Vujacić i Vladimir Radmanovic. 30 punktów i 18 zbiórek osiągnął dla Spurs Duncan, a Tony Parker rzucił 18 punktów i miał 10 asyst.

Lakers przedłużyli serię zwycięstw na własnym parkiecie do 13 (siedmiu w play-off). Historyczne statystyki przemawiają w tej rywalizacji za Lakers - kiedy zespół z LA wygrywał pierwszy mecz serii do czterech zwycięstw, to w 52 na 59 przypadków awansował dalej. Jeszcze lepiej w tym elemencie wygląda dorobek ich trenera Phila Jacksona - 40:0!

Kto wygra mecz nr 2?