Jak dotrzeć do młodzieży na Woodstocku?

Są na Przystanku Woodstock, w skrócie ujmując, trzy sposoby docierania do młodzieży: a la Szczuka, a la Hołdys i a la Owsiak.

Na spotkanie z feministką Kazimierą Szczuką przyszły tłumy. Po to by zobaczyć panią znaną z telewizji? Niekoniecznie. Szczuka ze swym wolnościowym przesłaniem kupiła dzieciaki. Być może dlatego, że mówiła do nich mniej więcej tym samym językiem co do dojrzalszego audytorium. O tożsamości kobiety we współczesnym społeczeństwie, o ciemnych stronach patriarchalizmu, o potrzebie działania konsekwentnego, odważnego, ale i roztropnego zarazem. Nie każdy musi od razu stać się wyznawcą feminizmu w tej wersji, nie każdy być może w pełni pojmie język Szczuki, ale większość kupiła jej wykład. Bo Szczuka traktowała młodych jak intelektualnych partnerów. Pytali: Protestować i iść z szablami na Sejm czy zmieniać rzeczywistość przy urnie wyborczej? Jak działać, gdy nie mieszka się w Warszawie? Jak uniknąć poczucia obciachu w otoczeniu, w którym pojęcie "feministka" budzi śmieszność?

Gitarzysta Zbigniew Hołdys (rocznik '51) chce być dla młodzieży i "równym chłopem", i autorytetem. Efekty bywają zabawne, gdy dosadnym językiem utkanym przerywnikami na "k..." i "p..." muzyk wbija młodzieży do głów łopatologiczne apele - by nie używała alkoholu, uwrażliwiała się na potrzeby bliźnich, słuchała racji różnych stron, ale myślała samodzielnie. Wpada w pretensjonalny patos, gdy mówi o muzyce ("wspólne granie w zespole to skok na sejf z muzyką"). Hołdys nie ukrywa, że swoją Akademię Sztuk Przepięknych (czyli trzy namioty, gdzie odbywają się spotkania ze znanymi ludźmi, warsztaty muzyczne i teatralne, projekcje filmowe) zrobił po to, by młodzi dowiedzieli się czegoś o świecie, o religiach, nadrobili braki w edukacji muzycznej i filmowej. Jak ten nachalny nieraz dydaktyzm jest przyjmowany? Różnie. Niektórzy Hołdysa słuchają z uwagą, inni nabijają się ze "starego pryka". - Zbychu, kochamy cię - wrzasnął wczoraj podpity nastolatek. Hołdys: - Ale na trzeźwo czy po pijaku? Chłopak: - Zawsze!

Z Jerzym Owsiakiem najtwardszy orzech do zgryzienia. Bo Owsiak to Autorytet Najwyższy. Gdzie się nie pojawi, owacja. Czegokolwiek nie powie, salwa oklasków. Szef Przystanku Woodstock wie, że wystarczy kilka prostych słów, by dowartościować młodzież i mieć za sobą tłum. Wystarczy zawołać: "Jestem z was dumny", i gotowe.

Idąc przez miasteczko namiotowe, Owsiak natknął się na dwóch wyrostków, którzy dla zgrywy imitowali akt homoseksualny. - Źle robicie, wyp...ać stąd! - rzucił. W odpowiedzi skrucha: - Wiemy, że tak nie można. Już nie będziemy...

Co Owsiak ma swym "wychowankom" do przekazania? A to, że można być patriotą, nie będąc zwolennikiem PiS, bojówkarzem Młodzieży Wszechpolskiej ani członkiem Rodziny Radia Maryja. Że nie można dać zawłaszczyć rządzącej prawicy pojęć patriotyzmu, miłości do ojczyzny, dumy z bycia Polakiem. - Jestem dumny z mojej polskości - krzyczy Owsiak. Zaraz jednak doda, że dzisiejsza Polska go "wkur...", bo rządzi nią Romek [Giertych] i dwóch fanatyków.

Problem w tym, że sposób budowania wspólnoty Przystanku Woodstock nie jest aż tak odległy od tego, jak Rydzyk buduje swą rodzinę. Wrogiem może stać się każdy, kto nie jest apologetą Owsiaka. - Pewien dziennikarz "Gazety Wyborczej" napisał, że tu jest wiocha. Pies go j... - rzucił szef Przystanku, a tłum ryczał z radości. Na kogo szczuł Owsiak? Na krytyka muzycznego "Gazety", który dwa lata temu skrytykował poziom muzyczny festiwalu. Jak to się ma do wbijania młodym do głów, że mają myśleć samodzielnie? Nijak.

Owsiak wrogów prawdziwych ma, ale chyba chciałby mieć ich jeszcze więcej - więc szuka wyimaginowanych. Tak powstają wspólnoty obciążone syndromem oblężonej twierdzy. Podatni na to bywają, niestety, nie tylko lękający się modernizacji wyznawcy toruńskiego zakonnika, ale i wolnościowa młodzież ze zdolnością gąbki chłonąca słowa swego idola.