Odtajnienia teczki chce sam Cimoszewicz. - Nie mam nic do ukrycia - mówił marszałek już po decyzji kandydowania na prezydenta.
Kieres powiedział wczoraj "Gazecie", że odtajni materiały IPN dotyczące Cimoszewicza. - Nie odtajnię tylko danych osób trzecich. Pan marszałek prosił, by nie ujawniać nazwisk osób, które na niego donosiły w PRL-u, bo im wybaczył i nie chce, by teraz miały przykrości z tego powodu - wyjaśnia szef Instytutu.
Po odtajnieniu teczka Cimoszewicza będzie dostępna w czytelni IPN, będą mogli do niej zajrzeć dziennikarze i naukowcy.
Cimoszewicz był już lustrowany. Został prawomocnie oczyszczony z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.
O teczkę marszałka do IPN zwróciła się już orlenowska komisja śledcza. Chce jego teczkę przeczytać przed zaplanowanym na 9 lipca przesłuchaniem. - Pan marszałek prosił, by komisji tę teczkę udostępnić - mówi szef IPN - i zrobię to.
W Instytucie trwa teraz gorączkowe przygotowywanie materiałów dla sądu lustracyjnego. W wyborach prezydenckich wystartuje prawdopodobnie kilkunastu kandydatów. Ci, którzy nie byli lustrowani, teraz będą.
Dwa dni temu doszło do lustracyjnej wpadki: IPN zamiast przesłać do sądu lustracyjnego materiały dotyczące Marka Borowskiego, przekazał materiały innych Borowskich. I nie przesłał materiałów, które zgromadził, gdy w marcu tego roku przyznał Borowskiemu status pokrzywdzonego.
- Za to zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec archiwisty - mówi szef IPN. I wyjaśnia, że materiały dotyczące innych Borowskich przesłał do sądu lustracyjnego świadomie, bo do tych dokumentów są odsyłacze w teczce Borowskiego. - Nie mogliśmy tego nie przekazać, bo nie do IPN należy ocena, co może okazać się ważne podczas procesu lustracyjnego - wyjaśnia Kieres.
Po tej wpadce prezes IPN zarządził, że zanim dokumenty trafią do sądu lustracyjnego, zostaną cztery razy zweryfikowane. By uniknąć pośpiechu w przypadku kolejnych kandydatów, już poprosił archiwistów, by przygotowywali materiały na ich temat.