GUS odkrywa swój warsztat

GUS wydał we wtorek komunikat, w którym wyjaśnia, w jaki sposób liczy PKB. Ekonomiści twierdzą jednak, że wątpliwości, które mieli, pozostały

Ogłoszone dwa tygodnie temu dane o inwestycjach za pierwszy kwartał okazały się bardzo kontrowersyjne (wzrost o 1 proc. zamiast spodziewanych 7-8 proc.) i wprawiły w konsternację nie tylko analityków rynkowych, ale i przedsiębiorców, inwestorów, bankowców. Zaczęli się zastanawiać, czy to nie oznacza, że z naszą gospodarką jest bardzo źle i czy ich inwestycje przyniosą spodziewane zyski.

Jednak zdaniem ekonomistów dynamika wzrostu podana we wstępnych danych jest zaniżona. Pod presją komentarzy w mediach GUS po raz pierwszy zdecydował się pokazać od podszewki warsztat analityczny dla rachunków narodowych. Tak jak się tego spodziewano, o wartości inwestycji podawanej przez GUS w dużej części decydują nie "twarde" dane, ale szacunki.

Dla wielkości inwestycji najistotniejsze są sprawozdania finansowe firm. W pierwszym kwartale dostarczają je do GUS tylko firmy zatrudniające przynajmniej 50 osób. Ich inwestycje to 43 proc. całości nakładów na środki trwałe. Inwestycje mniejszych firm szacuje się na podstawie wyników z lat poprzednich. Inne dostępne "twarde" dane stanowią podstawę do obliczenia dalszych 12 proc. inwestycji.

Tak więc udział szacunków jest niezwykle wysoki - 45 proc. (ale w kolejnych kwartałach roku jest mniejszy, w czwartym kwartale 2004 r. było to 26 proc.).

- Nadal nie wiemy, w jaki sposób są sporządzane te szacunki i jaki może być błąd obliczeń - żali się Piotr Bujak, ekonomista banku BZ WBK.

Gdy rok się kończy, dane o PKB (w tym o inwestycjach) są rewidowane. I GUS przyznaje się do skali popełnianych błędów. - Zazwyczaj dane wstępne są zaniżane. Okazuje się, że błąd w pierwszym kwartale w poprzednich latach wynosił nawet 0,9 proc. - mówi Michał Chyczewski, ekonomista Banku BPH. Dane wstępne za pierwsze trzy miesiące 2004 r. okazały się zaniżone o 135 mln zł, czyli 0,5 proc.

GUS zastrzega, że "zwiększenie dostępu do administracyjnych źródeł danych, w szczególności podatkowych (MF) i ubezpieczeniowych (ZUS), istotnie poprawiłoby jakość szacunków PKB".

To, jaki jest realny wzrost inwestycji, zależy też od zmiany cen w inwestycjach (tak jak np. realny wzrost płac zależy od skali inflacji). Gdy GUS opublikował dane o PKB, ekonomiści zestawili dane za pierwszy kwartał 2005 i pierwszy kwartał 2004 r. i obliczyli, że ten wzrost cen (fachowo nazywany deflatorem) wyniósł 5,1 proc. - Wydawało się to dziwnie dużo - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku.

Ale wczoraj GUS zaskoczył wszystkich i ogłosił: ceny w pierwszym kwartale tego roku trzeba porównać ze średnimi w całym 2004 r., a nie tylko w pierwszym kwartale 2004 r. I tak obliczony deflator wyniósł w pierwszym kwartale 2,5 proc.

Jankowiak zastanawia się, dlaczego w takim razie GUS nie podwyższył dynamiki inwestycji do 3-4 proc.

Ekonomiści nadal nie są usatysfakcjonowani wyjaśnieniami GUS. - Chcielibyśmy wiedzieć, jak jest skonstruowany deflator, jakie są proporcje między poszczególnymi składowymi cen i jak się zmieniają. Wiemy więcej na temat procedury liczenia, ale wątpliwości pozostały - przyznaje Chyczewski.

I choć do końca ekonomiści nie wierzą w prezentowane dane GUS, muszą je uwzględnić w swoich prognozach na ten rok. - Obniżyliśmy prognozę wzrostu PKB w całym 2005 r. z 4,3 do 3,8 proc. Ale tylko dlatego, że spowolnienie w pierwszym kwartale było głębsze. Kolejne miesiące powinny przynosić poprawę, gdyż z gospodarki dochodzą optymistyczne sygnały: sytuacja na rynku pracy systematycznie się poprawia, sprzedaż i produkcja też nie wygląda najgorzej. Podtrzymujemy prognozę, że wzrost PKB w czwartym kwartale przekroczy 5 proc. - wyjaśnia Piotr Bujak.