Polska liczy na to, że w ciągu najbliższych tygodni Rada UE uzna nas za kraj, który produkuje wino z własnej uprawy winorośli. To pozwoli na produkcję przemysłową wina i jego sprzedaż. Powinno to się stać do 1 sierpnia, bo wtedy kończy się gospodarczy rok dla winorośli. Młode polskie wino mogłoby pojawić się już w listopadzie.
Europa podzielona jest na trzy strefy produkcji wina. Polska stara się o zaliczenie do strefy A, czyli najbardziej północnej. Należą do niej: Belgia Holandia, Dania, Luksemburg, Wielka Brytania, Szwecja i północna część Niemiec. Wejście do tej strefy oznacza, że produkowane w Polsce wino nie będzie mogło mieć dodatków wody, cukru, nie będzie mogło być zakwaszane, a zawartość alkoholu musi przekraczać 8,5 proc.
Na początek minimum przez pięć lat polskie wino będzie sprzedawane jako stołowe lub regionalne. W tym czasie będzie przechodziło różne procedury i badania, które pozwolą mu uzyskać określoną markę.
Na listę odmian winorośli, które mogą być u nas uprawiane, Polska wpisała 39 odmian winorośli białych, 32 czerwone i pięć różowych, m.in. Riesling, Traminer, Chardonnay, Pinot Blanc, Merlot, Ortega, Siegerrebe itd.
W Polsce - według unijnych rozporządzeń - będziemy mogli produkować do 2,5 mln litrów wina rocznie (czyli ok. 3 mln butelek).
Jednak w tym roku tylko kilku producentów może wystartować z produkcją. To ci, którzy już od kilku lat się do tego przygotowywali, bo produkcja wina z winorośli jest kosztowna i trudna. Założenie 1 hektara plantacji kosztuje ok. 50 tys zł, przez dwa lata trzeba winorośl pielęgnować, by zebrać pierwsze owoce (są więc wydatki na nawozy i środki ochrony, a nie ma zysków), kupno wyposażenia do produkcji wina (kadzie, korkownica, prasy itp.) to kolejne 50-100 tys zł.
Winiarze spodziewają się, że dopiero za dwa-trzy lata polskie wino naprawdę ma szansę zaistnieć na naszych stołach, zwłaszcza jeśli uda im się pozyskać inwestorów. Ale to wielka szansa dla regionów, gdzie są warunki uprawy winorośli, czyli okolic Poznania, Sandomierza czy Zielonej Góry.
Danuta Krojcig z Górzykowa w Lubuskiem (zwanego dawniej Winne Górzykowo) zamierza już w tym roku sprzedawać wino z własnej wytwórni. Ma trzyhektarową plantację, pełne wyposażenie i ośmioletnie doświadczenie w przystosowaniu sprowadzanych odmian do polskich warunków. Uprawia głównie winorośl na białe wino Riesling, ale przygotowuje się też do uprawy winorośli czerwonej. Uprawia też Tajemnicę, czyli odmianę, która była w tym regionie "od zawsze", ale której żaden fachowiec odwiedzający jej winnicę nie potrafi określić. - Myślę, że skoro w tym rejonie kiedyś ją uprawiano, to musi dawać dobre wino - mówi.
Większość winiarzy chciałaby sprzedawać swoje wino po 10-15 zł za butelkę. Trudno im dziś mówić o dochodach, ale liczą na to, że z jednego hektara wyprodukują przynajmniej 5 tys. litrów wina, co oznacza, że trzyhektarowa plantacja powinna dać wysoki dochód dla rodziny. - Tak jest w Niemczech i nie ma powodów, by u nas dochody były gorsze - mówi Danuta Krojcig.
Według GUS w Polsce jest obecnie ok. 155 ha uprawy winorośli, co świadczy o odradzaniu się tej produkcji w naszym kraju. - Powstają rodzinne winnice, z których będzie można się utrzymać. Mówi się przecież, że gdzie są winnice, tam nie ma bezrobocia - uważa Stanisław Ostrowski, szef Stowarzyszenia Lubuskich Winiarzy.