Kto wrobił Mirosława Stycznia?

Mirosław Styczeń, jeden z czołowych polityków PiS, jest podejrzany o wyłudzenie 340 tys. zł. Obciążają go zeznania Krzysztofa M., kiedyś potentata w produkcji alkoholi. To już trzeci polityk oskarżony przez tego biznesmena

Krzysztof M., właściciel krakowskiej spółki Goldenmajer, i dwaj jego wspólnicy (jeden doprowadzony z aresztu) byli w poniedziałek konfrontowani z zatrzymanym przez ABW Styczniem.

Po konfrontacji i przedstawieniu zarzutów krakowska prokuratura zdecydowała o wypuszczeniu Stycznia na wolność za kaucją 100 tys. zł.

Oskarżający polityka biznesmen twierdzi, że były wojewoda obiecał mu załatwienie w Ministerstwie Rolnictwa koncesji na produkcję alkoholu. Wziął 340 tys. zł na łapówki, ale się nie wywiązał.

Według Krzysztofa M. obietnica została złożona w 1994 r. Po rezygnacji z funkcji wojewody Styczeń założył wtedy prywatną firmę konsultingową. Miał zwodzić biznesmena przez trzy lata, a na początku 1997 r. domagać się od niego kolejnych 100 tys. zł.

Dlaczego właściciel Goldenmajera tak długo zwlekał z oskarżeniem Stycznia o oszustwo? Z informacji "Gazety" wynika, że tłumaczy się obawą, iż sam będzie odpowiadał za próbę korupcji urzędników ministerstwa.

- O sprawie dowiedzieliśmy się dopiero w lipcu 2004 r. - przyznaje Małgorzata Kalinowska-Zajdak, rzecznik krakowskiej prokuratury.

- Styczeń już jakiś czas temu dostawał sygnały, że Krzysztof M. oferuje prokuraturze zeznania go obciążające. Sądzi, że im więcej "umoczy" polityków, tym łagodniej będzie potraktowany we własnej sprawie - twierdzi jeden z bliskich znajomych Stycznia.

Rzeczywiście, Krzysztof M. jest oskarżony w trzech sprawach - o wyłudzenie kredytu z Banku Współpracy Regionalnej, o fikcyjny eksport alkoholu i pranie brudnych pieniędzy.

Krakowski biznesmen w połowie lat 90. należał do najbogatszych ludzi w Polsce. Sponsorował drużynę siatkarek krakowskiej Wisły (klub nosił nazwę "Goldenmajer").

Potem jednak jego interesy podupadły. W 1998 r. porwano jego żonę. Za jej uwolnienie żądano kilkuset tysięcy dolarów okupu (sprawców złapano, żonie nic się nie stało).

Teraz M. jest świadkiem oskarżenia nie tylko w sprawie Stycznia. Jego zeznania są podstawą do ścigania posła PSL Jana Kubika.

Krzysztof M. twierdzi, że gdy Kubik był szefem krakowskiego urzędu skarbowego, umorzył decyzję o odmowie zwrotu ponad 800 tys. zł podatku. W zamian M. dał Kubikowi volkswagena polo za 35 tys. zł.

Zeznania biznesmena są też elementem aktu oskarżenia w sprawie aresztowanego byłego posła AWS Marka Kolasińskiego.

Mirosław Styczeń jest jednym z twórców programu gospodarczego PiS. Został w poniedziałek zawieszony. Wydał wczoraj oświadczenie, że padł ofiarą fałszywego oskarżenia.

- Do poniedziałku nie widziałem na oczy Krzysztofa M. Rzeczywiście, gdy prowadziłem firmę, pomagałem jego wspólnikowi pisać podanie o przyznanie promesy koncesji na produkcję alkoholu i odebrałem tę promesę z ministerstwa. To była cała moja rola. Jakie wtedy mogłem mieć układy, gdy rządził SLD, a ja byłem zwolnionym prawicowym wojewodą? - powiedział "Gazecie" Styczeń.

- Po dziesięciu latach, kilka miesięcy przed wyborami, ktoś sobie przypomina o rzekomo doznanych szkodach. Zatrzymuje mnie ABW, a sprawa przecieka do mediów, chociaż można mi było wysłać normalne wezwanie i sam bym się stawił. To wszystko wygląda bardzo podejrzanie - kończy Styczeń, który do czwartku ma czas na zebranie całej kwoty na kaucję.