Wiceprezes NBP Krzysztof Rybiński powiedział w poniedziałek, że w pierwszym kwartale przyszłego roku żywność zdrożeje o 8 proc. (w stosunku do analogicznego kwartału poprzedniego roku). - Nasza prognoza jest zbieżna z prognozę ekspertów Ministerstwa Rolnictwa. Przewidują oni 7-proc. wzrost - przekonywał podczas spotkania z dziennikarzami.
Jeszcze trzy tygodnie temu ekonomiści NBP w projekcji inflacji twierdzili, że wzrost ten wyniesie 9 proc. Wówczas wybuchł spór z ekonomistami rynkowymi - twierdzili oni, że założenia NBP są skrajnie pesymistyczne. Dziś analitycy są zdania, że NBP delikatnie wycofuje się ze swoich prognoz. - I robi to w ten sposób, iż wygląda, że obecne 8 proc. to niemal to samo, co wcześniejsze 9 i niemal to samo, co 7 proc. Ministerstwa Rolnictwa - komentują.
Czy jeden procent to dużo czy mało? - W zasadzie niewiele. Ale w praktyce od tego zależy, czy szczyt inflacji mieliśmy już w sierpniu, czy dopiero będzie na początku przyszłego roku, oraz czy inflacja wzrośnie do powyżej 5 proc. - odpowiada Maciej Reluga, główny ekonomista ING BSK.
NBP podtrzymał prognozę, że w końcu grudnia roczny wskaźnik wzrostu cen żywności sięgnie 9 proc. Zdaniem Relugi to zbytni pesymizm.
Tymczasem według najnowszego sondażu CBOS przybywa osób, które uważają, że ceny (nie tylko żywności) się stabilizują. Większość Polaków odczuła wzrost cen po rozszerzeniu Unii, ale odsetek takich osób maleje. Jeszcze w lipcu i sierpniu dominowało np. przekonanie, że ceny mięsa i cukru wzrosły w sposób zasadniczy. Obecnie przeważa opinia o ich niewielkim wzroście. Mimo to badani nadal przyznają, że z powodu wzrostu cen ograniczają zakupy i wybierają produkty tańsze od tych, które kupowali wcześniej.