Rada odwołała Walczykowskiego w nocy z poniedziałku na wtorek. Pełniącym obowiązki prezesa został Janusz Wiśniewski, dotychczasowy wiceprezes spółki.
Walczykowski został prezesem pod koniec lipca dzięki poparciu starej rady nadzorczej powołanej jeszcze za czasów rządu Leszka Millera. Prezes PKN Orlen był uważany za osobę bliską prywatnemu akcjonariuszowi spółki Janowi Kulczykowi. Sam Walczykowski zaprzeczał tej opinii. Twierdził, że czuje się przedstawicielem skarbu państwa. Jednak minister skarbu skrytykował ten wybór, bo Walczykowski został zgłoszony w ostatniej chwili i nie brał udziału w konkursie.
Dlatego minister w koalicji z innymi prywatnymi akcjonariuszami (poza Kulczykiem) doprowadził do zmian w radzie. Posadę szefa i członka rady stracił Jan Waga, prezes Kulczyk Holding. Na jej czele stanął Jacek Bartkiewicz. Zaraz po tym przewrocie osoby związane z Janem Kulczykiem przekonywały, że mamy do czynienia z renacjonalizacją spółki. Oto minister skarbu wykorzystał swoją dominującą pozycję, aby pognębić prywatnych akcjonariuszy.
Jednak Jacek Socha zabezpieczył się na wypadek takich oskarżeń. Przekonał do swoich poczynań część prywatnych akcjonariuszy - towarzystwa ubezpieczeniowe. Oddał im dwa miejsca w radzie. I co więcej, zgodził się, by członkiem rady został Raimondo Eggink (poparty przez OFE Commercial Union), bardzo sprawny bojownik o prawa mniejszościowych akcjonariuszy. Członkowie rady związani z prywatnymi akcjonariuszami zagłosowali razem ze skarbem państwa za odwołaniem Walczykowskiego.
Tym samym minister skarbu wytrącił broń propagandową z ręki swoich przeciwników.
Dobrze się stało, że nowa rada nadzorcza szybko ujawniła swoje preferencje. Przeciąganie stanu niepewności to najgorsze, co mogłoby spotkać Orlen. Dobrze się stało, że w Orlenie zostały przywrócone odpowiednie proporcje - Jan Kulczyk nie ma już przemożnego wpływu na firmę, który posiadał dzięki dobrym układom z Leszkiem Millerem. A był to wpływ zupełnie nieproporcjonalny do ilości posiadanych przez Kulczyka akcji Orlenu (ok. 5 proc.) Na marginesie: najbardziej pożądaną sytuacją byłoby, gdyby Jan Kulczyk po prostu dokupił spory pakiet akcji Orlenu i dzięki temu (a nie politycznym koneksjom) polski prywatny kapitał zyskałby wpływ na nasz koncern paliwowy.
Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Bo pytania nadal pozostają. Czy nowym prezesem Orlenu zostanie menedżer z doświadczeniem i nienaganną reputacją, niezależny od partyjnych układów? Czy skarb państwa z pomocą nowego zarządu przedstawi jasną wizję dotyczącą przyszłości Orlenu? Czy wreszcie koncern będzie sprywatyzowany, a jeśli tak, to w jaki sposób? Czy skarb państwa ma pomysł, jak sprywatyzować tę branżę z pożytkiem dla polskiej gospodarki, tak abyśmy nie przepłacali za benzynę? Czy wreszcie minister skarbu będzie wykorzystywał Orlen do angażowania pieniędzy w niezbyt opłacalne przedsięwzięcia, co byłoby bolesne dla mniejszościowych akcjonariuszy? Na odpowiedzi wciąż czekamy.