W Wielkiej Brytanii studiuje obecnie 125 tys. osób z innych krajów Unii Europejskiej. Stanowią ok. 5 proc. wszystkich studentów. Dzięki UE mogą liczyć na te same warunki co Brytyjczycy: dostęp do pożyczek studenckich i grantów, opłata za rok studiów maksymalnie 9 tys. funtów rocznie w Anglii i Walii, bezpłatna nauka w Szkocji.
Czerwcowe referendum, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za zerwaniem z Brukselą, postawiło przyszłość tych przywilejów pod znakiem zapytania. Pojawiło się zagrożenie, że po Brexicie Europejczycy będą płacili tyle, co pozostali obcokrajowcy (więcej niż rodzimi studenci), przygwoździ ich wizowa biurokracja, a nawet stracą możliwość nauki na Wyspach.
"Wyborcza" skontaktowała się z kilkunastoma brytyjskimi uniwersytetami, pytając o rekrutację kandydatów z Polski po referendum. Wszystkie zastrzegają, że nadal zależy im na studentach z zagranicy. Większość przyznaje, że naciska na rząd, by jak najszybciej rozwiał wątpliwości co do ich statusu po Brexicie, oraz by utrzymać nabór na dotychczasowym poziomie.
- Ciężko pracujemy, by upewnić się, że rząd rozumie wyzwanie, przed którym stoi nasz sektor po referendum - zapewnia Dominique Fourniol ze służb prasowych University College London, który w zeszłym roku dostał 683 aplikacje na studia od Polaków, a w tym - 751.
- Tak jak inne uniwersytety Middlesex bierze czynny udział w dyskusji o potencjalnych zmianach dotyczących studentów z UE i dołoży wszelkich starań, by zapobiec spadkowi liczby studentów z Polski - deklaruje Maja Trzeciak, menedżer regionalny na Europę Middlesex University, który co roku przyjmuje ponad 130 studentów z Polski.
Trzy miesiące zabiegów uczelni przyniosło pierwsze rezultaty. W ub. tygodniu rząd ogłosił, że przyjęci na studia w Anglii w roku akademickim 2017/18 mogą liczyć na utrzymanie poziomu opłat i dostęp do stypendiów jak Brytyjczycy przez całe studia (przyjęci w tym roku i wcześniej dostali gwarancje wcześniej). Podobną obietnicę złożyła minister ds. edukacji autonomicznego rządu Walii.
Zdaniem akademików rządowe deklaracje przyszły dość późno, bo na Wyspach rekrutacja zaczyna się wcześniej niż w Polsce. Termin składania dokumentów na większość uniwersytetów i kierunków na przyszły rok akademicki mija 15 stycznia 2017 r. Zaś na Cambridge, Oksford i niektóre kierunki na innych uczelniach, jak medycyna czy weterynaria, minął 15 października.
Dlatego uniwersytety już teraz naciskają rząd w sprawie gwarancji dla naboru w 2018 r. Wlk. Brytania będzie jeszcze w Unii, bo negocjacje o wyjściu potrwają najprawdopodobniej dwa lata (premier Theresa May obiecała zacząć je formalnie w najbliższych miesiącach). Ale studenci chcą mieć pewność, że warunki nie zmienią się przez całe studia.
- Jako że Brexit zasiał niepewność wśród przyszłych studentów z UE (...), głównym wyzwaniem w najbliższym okresie jest przywrócenie ich pewności i walka z błędnymi przekonaniami - dodaje Tony Moran z Birmingham University (w ostatnich latach ok. 210 zgłoszeń od Polaków rocznie).
Najważniejsze pytanie na przyszłość brzmi: jakie warunki czekają przyjmowanych na studia po Brexicie (najprawdopodobniej od 2019 r.)?
To będzie już zależało od wyniku negocjacji między Brytyjczykami a Unią. Na początku października szefowa MSW Amber Rudd wspomniała o zaostrzeniu kryteriów naboru zagranicznych kandydatów.
- Przyjrzymy się, czy przepisy imigracyjne dla studentów powinny zostać powiązane z jakością kierunku i uczelni - powiedziała Rudd.
Innymi słowy, jeśli studia na kiepskiej uczelni mają być wymówką, by sprowadzić się na Wyspy - nic z tego.
Nie wiadomo, czy obostrzenia nie uderzyłyby rykoszetem także w lepsze uniwersytety, choćby dlatego, że część kandydatów się przestraszy.
Już przed referendum 103 rektorów podpisało list otwarty ostrzegający przed negatywnymi konsekwencjami Brexitu. Wyliczali, że "co roku uniwersytety generują ponad 73 mld dla brytyjskiej gospodarki, z czego 3,7 mld daje napływ studentów z krajów UE".
Przykładowo University College London dostaje co roku 14 mln funtów od studentów z Unii i kolejne 17 mln funtów od studentów studiów podyplomowych. Jego rektor prof. Michael Arthur podpisał się pod listem m.in. dlatego, że obawiał się uszczuplenia tych dochodów.
"Wewnątrz UE mamy większe możliwości współpracy nad przełomowymi badaniami w różnych obszarach - od nowotworów po zmiany klimatu (...). Dobrowolne odcięcie się od największego bloku gospodarczego na świecie podkopałoby naszą pozycję jako globalnego lidera w nauce i innowacji, zubożyło nasze kampusy i zmniejszyło możliwości Brytyjczyków" - głosił list.
W specyficznej sytuacji są studenci w Szkocji, gdzie autonomiczny rząd finansuje darmową naukę. Wykłada na to 75 mln funtów rocznie, a mimo to kilka dni temu obiecał, że podobnie jak w Anglii i Walii kandydaci z krajów UE przyjęci w 2017 r. utrzymają przez cały okres studiów obecne uprawnienia.
Na tym nie koniec. Szkocja jest bardziej proimigrancka niż pozostałe części Zjednoczonego Królestwa, toteż i postulaty uczelni idą dalej.
"Wzywamy brytyjski rząd, by najszybciej, jak to możliwe, wyjaśnił, jaki będzie status imigracyjny obywateli innych krajów w Brytanii po jej wyjściu z Unii. Wynik referendum sprawia, że jeszcze ważniejsze jest, by brytyjski rząd przychylił się do pomysłu ponownego wprowadzenia wiz pracowniczych dla absolwentów uczelni w Szkocji (...)" - pisze nam Andrew Moffat z Uniwersytetu w Edynburgu (kształci on obecnie 161 studentów z Polski).
O potrzebie przywrócenia takich wiz mówił też w zeszłym tygodniu John Sweeney, wicepremier autonomicznego rządu Szkocji.
W 2012 r. zniósł je w całym Zjednoczonym Królestwie rząd Davida Camerona. Od tego czasu liczba studentów z Indii spadła w Szkocji aż o 60 proc. Nie miało to wpływu na Polaków, bo mogą studiować na Wyspach jako obywatele Unii. Ale po Brexicie być może też będą potrzebować wiz.
To również zależy od targów Londynu z Brukselą. Na zeszłotygodniowym kongresie w Glasgow Sweeney przestrzegał, by nie traktować obywateli UE jako "karty w negocjacjach". Wielu komentatorów spodziewa się jednak, że tym właśnie będą.
Około 5 proc. wszystkich studentów w Wielkiej Brytanii to osoby z innych krajów UE. Na zdjęciu: studenci przed jednym z college’ów w Oksfordzie