Separatyści z okupowanych części Ukrainy wystosowali apel do władz rosyjskich, w którym zapewniają, że ludność chce, aby jak najszybciej przeprowadzić referenda i przyłączyć te tereny do Rosji. O powodach tego pośpiechu mówiła w rozmowie z portalem Gazeta.pl prof. Agnieszka Legucka, analityczka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
- Jeszcze nie wiadomo, czy do nich [referendów - red.] dojdzie, aczkolwiek rosyjskie władze tworzą takie przesłanki. Na razie mamy wezwania władz DRL i ŁRL, czyli tych republik na terenie Ukrainy, które w obliczu ukraińskiej kontrofensywy mają obawy, że Rosja może chcieć się albo wycofać, albo władze rosyjskie będą chciały negocjować, rozmawiać z władzami ukraińskimi. Wtedy może być to próba zwrócenia politycznej uwagi na siebie - podkreśliła.
Analityczka PISM zaznaczyła, może to też być działanie inspirowane przez Kreml. - Żeby dokonać aneksji tych terytoriów i oddziaływać politycznie na państwa zachodnie, aby odstąpiono od wsparcia Ukrainy. Gdyby rzeczywiście się to dokonało - bo na razie nie wiadomo jeszcze, czy Rosja się na to zdecyduje - gdyby to były terytoria Federacji Rosyjskiej. Wtedy tym straszakiem byłaby perspektywa użycia broni atomowej - powiedziała prof. Agnieszka Legucka.
- Rosjanie mogą tak kalkulować, że jeżeli Ukraina chciałaby zaatakować te nowe "terytoria rosyjskie", to w świadomości zachodnioeuropejskiej byłaby ta groźba już podnoszona, że to terytorium Rosji, że mieszkają tam obywatele Rosji, więc - zgodnie z doktryną wojenną - Rosja tłumaczyłaby, że ma "prawo" do tego, aby bronić własnego terytorium. Po 24 lutego sytuacja się zmieniła i wiadomo byłoby, że to jest niezgodne z prawem międzynarodowym, ale Rosja by to zupełnie inaczej interpretowała - dodała w rozmowie z portalem Gazeta.pl.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
O "straszaku atomowym" pisał również Adam Eberhardt, wiceprezes Warsaw Enterprise Institute. "Sygnały, że Rosja może chcieć pilnie uruchomić proces aneksji ukraińskich terytoriów okupowanych. Polityka faktów dokonanych, która w przypadku dalszych niepowodzeń na froncie ma uzasadnić ogłoszenie poboru 'dla obrony Rosji', a w relacjach z Zachodem uwiarygodni straszak atomowy" - podkreślił były dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
"Problem Putina w tym, że aneksja Donbasu czy Chersonia nie będzie powtórką z Krymu - nie wywoła entuzjazmu Rosjan, a raczej pogłębi obawy o militarne i gospodarcze konsekwencje wojny. Szczególnie jeżeli na agendzie stanie temat częściowej choćby mobilizacji" - wyjaśnił Adam Eberhardt.