Biznesmeni, studenci, emeryci - wszyscy kochają Kubicę

Wystarczyło, że Robert Kubica dwa razy z rzędu zajął miejsce na podium wyścigów Grand Prix Formuły 1, by tory kartingowe zaczęły przeżywać oblężenie. Jeżdżą wszyscy: młodzi, starsi, uczniowie, studenci, biznesmeni, a nawet emeryci

Najwięcej osób dzwoni i pyta o możliwość jazdy zaraz po wyścigach F1 - opowiada Józef Cieśliński z toru IndoorKarting w Gdańsku, gdzie za kwadrans jazdy gokartem trzeba zapłacić 30 zł. Takich torów w Polsce jest już kilkadziesiąt i na każdym z nich można poczuć się jak Robert Kubica. Dosłownie. Nasz jedynak do wielkiego sportu też startował od gokartów. Pierwszy samochodzik z tylko dwoma biegami - do przodu i do tyłu - dostał jako 4-latek. Gdy podrósł i miał 10 lat, był już mistrzem Polski w gokartach.

Grupa dwudziestokilkulatków z Warszawy, którą spotkaliśmy wczoraj wieczorem na torze Imola w Piasecznie, nie ma złudzeń, że kiedyś też będą ścigać się bolidami F1. Ale przynajmniej raz w miesiącu muszą się spotkać i pośmigać po torze. Zakładają kaski, wsiadają do malutkich maszyn i czują namiastkę najszybszego sportu świata. - Nie ma to jak obejrzeć wyścig w telewizji i potem pozbyć się całej adrenaliny na torze - mówi Maciek. Przyznaje, że po sukcesach Kubicy do gokartów łatwiej jest namówić kolejnych znajomych. Zbigniew Niedziałek z toru Imola: - Wzrost zainteresowania jest bardzo widoczny. Ale najbardziej w weekendy. Wtedy pokazujemy transmisje wyścigów na telebimie. A gdy tylko Kubica minie linię mety, zapraszamy na tor.

Amatorzy ścigania, choć ryk silników zagłusza wszystkie rozmowy, a zapach etyliny i smarów kręci w nosie, nie tracą głowy i wykazują się sporym profesjonalizmem. - Jeszcze przed Kubicą w Formule 1 ludzie jeździli gokartami jak na karuzeli. Dziś starają się to robić lepiej technicznie - mówi Józef Cieśliński.

Bywa, że na gokarty przychodzą tatusiowe z małymi dziećmi, którzy oczami wyobraźni już teraz widzą swoje pociechy oblewające się szampanem po prawdziwym wyścigu F1. Często odchodzą rozczarowani. - To zabawa dla osób mających przynajmniej 18 lat. Górnej granicy nie ma - zastrzega Cieśliński.

Jeśli już ktoś bardzo chce, by dziecko spróbowało swych sił w gokartach, udać może się do któregoś z oficjalnych klubów zarejestrowanych przy Polskim Związku Motorowym. Tam też ruch jest większy niż zwykle. Tak samo jak to było w przypadku sukcesów Adama Małysza, gdy mnóstwo dzieciaków zakładało narty i gogle. - I każdy z nich po dwóch, trzech tygodniach chciał być mistrzem świata. A tak się nie da. Potrzeba mnóstwo pracy, wyrzeczeń. Dlatego po kilku treningach zostają najbardziej cierpliwi - przyznaje Józef Jarząbek, trener małych skoczków, w tym Klimka Murańki, chyba najlepszego polskiego nastoletniego skoczka. Trener Jarząbek, ale też instruktorzy z torów kartingowych ostrzegają też rodziców, że na siłę dziecka nie ma co ciągnąć do sportu. Maluch przede wszystkim sam musi czuć potrzebę spróbowania swych sił w danej dyscyplinie. - A niestety to właśnie rodzice nalegają na swoje dzieci, by skakały. Wtedy dziecko się męczy, a rodzic jest rozczarowany - dodaje Jarząbek. Co jeszcze poza sukcesami Kubicy może spowodować większe zainteresowanie gokartami? Czy w ogóle większy boom na karting można sobie wyobrazić? - Można. Niech tylko zainteresują się nim telewizje - mówi Paweł Miśkiewicz, szef krakowskiego Motodromu, na którym regularnie pojawia się sam Kubica.