Warszawa - miasto spadających fortepianów

Chopin powinien promować Warszawę tak jak Mozart Wiedeń, a Sherlock Holmes Londyn - uznał stołeczny ratusz. Jedną z atrakcji ma być regularne wyrzucanie z okna na bruk fortepianu kompozytora.

Urzędników ratusza zainspirował słynny wiersz Cypriana Kamila Norwida "Fortepian Chopina", w którym poeta przywołuje scenę wyrzucenia przez Rosjan należącego do kompozytora instrumentu na "bruki z granitu". Teraz chodzi o to, by tę scenę powtarzać cyklicznie jako atrakcję turystyczną.

Rzecz rozgrywałaby się na Krakowskim Przedmieściu . Instrument, a właściwie jego atrapa, wypadałby z okna lewej oficyny Pałacu Czapskich/Raczyńskich na rogu ul. Traugutta.

W latach 20. XIX w. wraz rodzicami mieszkał tam młody Chopin. Było to jego ostatnie warszawskie mieszkanie przed wyjazdem do Paryża.

- Postać Chopina nigdy nie została wykorzystana do promocji stolicy - mówi Katarzyna Ratajczyk, szefowa biura promocji miasta, w którym opracowywana jest strategia turystycznego rozwoju Warszawy.

Zdaniem Ratajczyk byłby to przykład na coś "dynamicznego" i "niekonwencjonalnego". Bo jeśli jedną z atrakcji turystycznych Londynu jest Sherlock Holmes przechadzający się po Baker Street, to dlaczego i Warszawa nie miałaby wyciągnąć wniosków z literatury? W zamyśle ratusza byłby to element wyróżniający miasto, tak jak hejnał mariacki w Krakowie czy trykające się koziołki w Poznaniu.

Czy więc od momentu, gdy strategia ratusza wejdzie w życie, czas odmierzać będzie huk spadającego fortepianu? Katarzyna Ratajczyk mówi, że miałby być to "stały element" w krajobrazie stolicy.

Jak by to mogło wyglądać? Popuśćmy wodze fantazji. Codziennie, może co drugi dzień o określonej godzinie tajemnicza ręka wypychałaby pomalowaną na czarno atrapę fortepianu z okna, a ta z głośnym klapnięciem padałaby na bruk. Być może brzękałyby poruszone upadkiem struny, może marsz żałobny urywałby się w pół taktu. Rzecz do ustalenia. W oknie mogłaby mignąć jeszcze rozwścieczona twarz kozaka. Japończycy z aparatami fotograficznymi tłoczyliby się nad truchłem, aby pstryknąć pamiątkową fotkę.

Widzę już artykuły w zagranicznej prasie anonsujące Warszawę jako miasto spadających fortepianów. Może jeszcze by się postarać o kaukaskie konie, o których Norwid pisze, że "z zaułków w zaułki (...) rwą/ Jak przed burzą jaskółki/ wyśmigając przed pułki/ Po s t o - po s t o - - ".

A co o pomyśle Biura Promocji sądzą czytelnicy? czekamy na listy: stoleczna@agora.pl