- W tych dzisiejszych dwóch skokach zabrakło może troszkę szczęścia, w pierwszym skoku za bardzo poszedłem do przodu. Loty są specyficzne, bo każdy drobny błąd ma bardzo poważne skutki. Mam nadzieję, że w niedzielę będzie lepiej - mówił po konkursie Małysz.
- Warunki na skoczni były w miarę równe, chociaż czasem wiało lekko z przodu, czasem z tyłu, co na mamucie może dać nawet różnicę 20 metrów - dodał Polak.
- Loty to niesamowita zabawa, na pewno chciałoby się latać jak najdalej, tak jak chociażby Schlierenzauer, chociaż widać już u niego skutki latania, bo narzeka, że bolą go nogi. Jest to naprawdę bardzo wyczerpujące, długi czas lotu i napięcie mięśni, powodują szybkie zakwasy. Fizjolog Austriaków będzie miał pole do popisu, ponieważ również i jutro i pojutrze jest przecież konkurs - kontynuuje najlepszy polski skoczek.
- Trochę żal, że nie będziemy jutro startować, ale zawsze jest to jeden dzień regeneracji, gdy można sobie odpocząć. Gdybyśmy mieli czterech równych zawodników i moglibyśmy walczyć o czołową szóstkę to może warto byłoby wystartować, ale w obecnej sytuacji, gdy brakuje dobrego czwartego zawodnika, to moim zdaniem nie ma sensu - uważa złoty medalista MŚ w Sapporo.
- Jutro na pewno przyjedziemy na skocznię obejrzeć sobie konkurs, później mamy taki tradycyjny poczęstunek, na który każda drużyna przywozi specjały ze swojego kraju - zakończył Adam Małysz.