Na obrazie zgodnie z miejskimi wskazówkami miał być król Kazimierz Wielki i rycerz Jan Pakosławic uchwyceni dokładnie 19 stycznia 1354 roku. Konkurs na dzieło ogłosiło rzeszowskie Biuro Wystaw Artystycznych. Zgłosił się jeden artysta. Miasto zaczęło więc na własną rękę szukać malarza. - Chodziło o to, aby artysta poruszał się dobrze w klasycznej technice malarstwa, żeby obraz był w stylu takim, jak tworzył np. Jan Matejko. By był duży, olejny i robił na wszystkich wrażenie - tłumaczy nam jeden z urzędników.
Wybór padł na Janusza Szpyta, artystę z Lubaczowa, wykładowcę m.in. Europejskiej Akademii Sztuk, prywatnej uczelni artystycznej założonej przez malarza Antoniego Fałata. Obraz w poniedziałek przyjechał do Rzeszowa. Malowidło jest potężnych rozmiarów ma 3,5 m długości i 2,5 m wysokości, jest oprawione w złocone ramy.
Rozmiary obrazu nie sprawiły kłopotu przy transporcie, spowodowały problem przy jego montażu. Miał zawisnąć w sali sesyjnej, dokładnie na wprost wejścia. Był zresztą malowany z myślą o tym miejscu.
Jednak, gdy obraz był już w ratuszu, koncepcja zmieniła się. By powiesić obraz przedstawiający króla Kazimierza Wielkiego i Jana Pakosławica w otoczeniu gromady rycerzy na wybranej wcześniej ścianie, trzeba byłoby zdjąć znajdujące się tam godło państwowe, herb Rzeszowa oraz krzyż. Czy kluczowa okazała się sprawa krzyża, który trzeba byłoby umieścić w innym, mniej eksponowanym miejscu? Urzędnicy zaprzeczają. - Obraz byłby zawieszony za wysoko i nie można byłoby mu się dokładnie przyglądać - stwierdza Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. Trzeba było poszukać innego miejsca dla dzieła. Początkowo wybór padł na jedną ze ścian bocznych sali sesyjnej, ale pomysł upadł, bo obraz zasłoniłby dwa witrażowe okna. - Poza tym słońce mogłoby przez niego prześwitywać - mówił jeden z uczestniczących w akcji "obraz". Ostatecznie Króla Kazimierza i Jana Pakosławica umieszczono w korytarzu, między pierwszym a drugim piętrem ratusza. Obraz może podziwiać każdy petent.