Ta niecodzienna dyscyplina zrodziła się z protestu przeciw informacyjnej papce, jaką serwuje widzom telewizja. Już osiemnasty sezon na łące Jarka Guły wtajemniczeni rywalizują w Mistrzostwach Świata w Rzucie Młotkiem do Telewizora. I mimo że turniej odbywa się od wielu lat, ciągle zachowuje swoją niszowość. Uczestnicy z dumą podkreślają, że nadal jest okazem chaosu i awangardy.
Niewielu wie, kiedy dokładnie się odbędzie, do publicznej wiadomości nie podaje się też, gdzie dokładnie znajduje się łąka Guły. - Każdy może wziąć udział w zawodach, ale informacji o nich nie ogłaszamy, rozchodzi się pocztą pantoflową - mówi Jarek Guła, organizator imprezy i założyciel Centralnego Domu Qultury w Warszawie. - Chodzi o to, by grupa znajomych mogła się fajnie pobawić.
Choć zawody są chętnie relacjonowane przez media, a o ich przebiegu można przeczytać na internetowych portalach, telewizja nie ma wstępu na imprezę. Zmagania były za to filmowane przez Antka Grzybka, artystę z Olsztyna, który zebrany materiał chce wykorzystać w swoich późniejszych działaniach.
Tym razem na warmińskiej łące stawiło się około 30 zawodników, od kilkuletnich dzieciaków, po doświadczonych miotaczy, którzy startują od pierwszych mistrzostw.
Na początek rozegrano konkurencję zwaną Pal-Secam, czyli rzut młotkiem do telewizora umieszczonego na słupie. Pierwsza próba, druga i... nic. Młotki odbijają się od ekranu, nie czyniąc mu żadnej szkody. Dopiero za trzecim podejściem rozległ się głośny grzmot, a wokół rozsypały kawałki szkła. Okazało się, że pierwszy raz w historii zawodów zwycięzców jest aż dwóch. Jednocześnie w telewizor uderzyły młotki Piotra Romanowskiego z Godek i Macieja Walkowskiego z Nowego Kawkowa. Romanowski powiedział później, że przeczuwał wygraną i nawet specjalnie na tę okazję przygotował małą odezwę. - Źródłem rozwoju ludzkości jest informacja, tymczasem dostęp do środków przekazu ma tylko system, który uzurpuje sobie do nich prawo wyłączności. Mój udział w mistrzostwach jest wyrazem sprzeciwu przeciw temu, że wiele faktów przed nami się ukrywa. To głos przeciw systemowi - mówił.
Zasady drugiej konkurencji tzw. rzutu terenowego przypominają nieco reguły gry w golfa. Zawodnicy udają się na koniec łąki aż pod las i rzucając młotkiem muszą przejść około półtora kilometra aż do pala, na którym stoi kolejny telewizor. Wygrywa ten, kto pierwszy rozbije jego ekran. Do tej konkurencji szczególnie przygotowywał się "Pestek" z Godek, jej trzykrotny zwycięzca. - Niemal od początku odnosiłem sukcesy w tej dyscyplinie, ale miałem kilka lat przerwy i dałem szansę dorosnąć konkurencji. - opowiadał "Pestek". Co roku na "rzut terenowy" przygotowuje specjalny sprzęt. Tym razem sukces miał mu zapewnić trzonek wystrugany w kształcie śmigła.
Niespodziewanie jednak obrońca tytułu oddał palmę pierwszeństwa. W samej końcówce wyścigu rywalizacja była bardzo zacięta. W czołówce znalazło się kilku zawodników, a wygrał Krzysztof Chmiel z Olsztyna. W jego zwycięstwie miał też udział "Pestek", bo użyczył Chmielowi swojego zapasowego młotka.