Ula bohaterka oddała życie za rodzeństwo

18-letnia Urszula Poliwszak rzuciła się w płomienie, aby ratować młodsze rodzeństwo. W ostatniej chwili wyniosła na balkon brata i siostrę. Ogień odciął jej drogę, gdy wróciła do mieszkania po najmłodszego braciszka. Nie dała rady go wynieść. Oboje zginęli.

Nie mieli gdzie uciec

13-letni Kamil obudził się wczoraj około czwartej nad ranem. Chciał iść do toalety. Kiedy zobaczył, że mieszkanie jest pełne dymu, zaczął krzyczeć.

Na poddaszu starej, stuletniej kamienicy przy ul. Narutowicza w Lesznie była wówczas czwórka rodzeństwa: oprócz Kamila 10-letni Krystian, 12-letnia Basia i 18-letnia Ulka. Ich 42-letnia matka była w odwiedzinach u rodziny. Mieszkanie płonęło. Dojście do schodów było odcięte, a gryzący dym uniemożliwiał oddychanie. Mimo to osiemnastolatka nie straciła przytomności umysłu. Zaczęła wyprowadzać dzieci na balkon. Zdążyła ewakuować Kamila i Basię. Potem ruszyła po najmłodszego braciszka, Krystiana. Nie zdążyła z nim wrócić na balkon. Straciła przytomność i upadła...

Oboje zaczadzili się. - Gdyby pozostałe dzieci nie były na balkonie, wówczas czekałby je ten sam los - ocenia Mariusz Olejniczak ze Straży Pożarnej w Lesznie. Dotarcie do Kamila i Basi, którzy byli na balkonie, nie było łatwe. Strażacy nie mogli wjechać na wąskie podwórko kamienicy. A później, aby uwolnić dzieci, musieli zerwać część dachu.

Anioł z sąsiedztwa

Ta noc miała jeszcze jednego bohatera. Gdy 18-letnia Ula ratowała rodzeństwo, nad bezpieczeństwem mieszkańców kamienicy czuwał pan Wojciech z sąsiedniego domu. Ten 40-letni mężczyzna ma bardzo lekki sen. I to właśnie on, jako jedyny, usłyszał płacz dzieci w płonącej kamienicy.

- Wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem, że okno poddasza jest czerwone od ognia. Nad dachem budynku tryskały wysokie na dwa metry płomienie. Dzieci przeraźliwe krzyczały - opowiada mężczyzna.

Wezwał straż pożarną, a sam pobiegł do kamienicy. Jej mieszkańcy spali w najlepsze, nieświadomi tego, że zaraz stracą życie w płomieniach. - Budziłem wszystkich domofonem - mówi pan Wojciech.

- Myśleliśmy, że ktoś sobie wypił i robi głupie żarty - przyznaje jeden z pogorzelców. - Dopiero kiedy zobaczyłem dym na schodach, zrozumiałem co się dzieje.

- Ten człowiek był naszym aniołem stróżem - mówi ze łzami w oczach kobieta ze spalonego budynku.

Dobry anioł mieszkańców kamienicy przy ul. Narutowicza jest bardzo skromny. - Nie zrobiłem tego dla sławy - tłumaczy prosząc, aby nie publikować jego zdjęcia ani jak się nazywa.

Rozpacz matki

Gaszenie straszliwego pożaru zajęło strażakom kilka godzin. Nic nie zostało z poddasza. Mieszkania na niższych piętrach są zalane wodą.

31 ewakuowanych pogorzelców zakwaterowano w szkolnej bursie. Niektórzy z nich przenieśli się do swoich rodzin. Ci, którzy nie będą mieli gdzie zamieszkać, otrzymają od władz Leszna zastępcze mieszkania socjalne. - Pomożemy, choć kamienica jest własnością prywatną - deklaruje Antoni Mazankiewicz, sekretarz leszczyńskiego magistratu. Poszkodowanych odwiedzili psychologowie oraz proboszcz. W przyszłą niedzielę w miejscowej parafii pw. św. Mikołaja na wszystkich mszach przeprowadzona zostanie zbiórka pieniędzy na pomoc ofiarom pożaru.

Strażacy nie ustalili z jakiego powodu wybuchł pożar. Konieczna jest specjalistyczna ekspertyza. Czy możliwe, że ktoś przyczynił się do tragedii? Policja raczej to wyklucza.

Matką dzieci, która nie może wybaczyć sobie, że nie było jej w domu w czasie pożaru, opiekuje się psycholog. Policja przyznaje, że trudno ją obwiniać, za to co się stało. - Dzieci nie zostały pozostawione bez opieki. Zajmowała się nimi pełnoletnia siostra - powiedział nam Piotr Rosiński z Komendy Miejskiej Policji w Lesznie.

Płaczą za Ulą

Urszula była sprzedawczynią w sklepie spożywczym. Bardzo kochała swoje rodzeństwo. Wszyscy mieszkańcy kamienicy wspominają ją niezwykle ciepło.

Basia i Kamil, których uratowała Urszula są teraz na oddziale dziecięcym leszczyńskiego szpitala. - Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie są nawet poparzone - mówi lekarka Bernadetta Brzozowska.

Ale dzieci przeżyły olbrzymi wstrząs psychiczny. Nie potrafią mówić o wydarzeniach ubiegłej nocy. Płaczą za swoją starszą siostrą.