Jak nas poinformował Marek Hajdos, p.o. zastępcy dyrektora biura Ministra Finansów, w ubiegłym roku zmieniono przepisy, eliminując sytuacje, w których urzędnicy mogli być zainteresowani odraczaniem podatków. Zmianę wprowadzono po dwóch kontrolach NIK, które wykryły nieprawidłowości.
Jak ujawniliśmy w środę, krakowska prokuratura apelacyjna ścigająca tzw. mafię paliwową postawiła dyrektorowi Trzeciego Urzędu Skarbowego w Szczecinie zarzut "przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej". Ze śledztwa wynika, że Jarosław J. wydał blisko 200 decyzji o odroczeniu firmie BGM (należącej do głównych podejrzanych w aferze) płatności podatku VAT i akcyzowego od sprzedawanych przez nią paliw na łączną kwotę 800 mln zł. Dzięki temu BGM miesiącami dysponowała pieniędzmi, które powinny dawno znaleźć się w kasie skarbu państwa - to tak jakby dostała bardzo tani kredyt. Jedynym kosztem firmy były tzw. opłaty prolongacyjne. Te zaś trafiały do funduszu specjalnego, z którego 20 proc. szło na premie dla urzędników. Jak wyliczono, w latach 1997-2002 Jarosław J. dostał łącznie 152 tys. zł premii.
Ogólnopolska kontrola NIK potwierdziła, że podobny mechanizm działał przez kilka lat w całej Polsce. W ub.r. fundusz specjalny zastąpiono funduszem motywacyjnym, do którego trafia 20 proc. dochodów uzyskanych przez skarb państwa z przepadku rzeczy lub korzyści majątkowych pochodzących z przestępstw i wykroczeń skarbowych.
Tymczasem prokuratura bierze pod lupę kolejne odroczenia podatków, z których korzystały w ostatnich latach firmy paliwowe, a także samych urzędników. W grę wchodzą zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dla szefów Izby Skarbowej w Szczecinie.