Zamach na unijny budżet? Ministrowie rolnictwa zadecydują dziś, jak duża część pomocy dla ogarniętego kryzysem sektora drobiowego zostanie sfinansowana z budżetu UE.
Jeszcze przed świętami Komisja Europejska proponowała, by z unijnej kasy sfinansowano 50 proc. łącznych kosztów pomocy dla hodowców i przetwórców drobiu cierpiących z powodu kryzysu wywołanego ptasią grypą.
Kilka państw unijnych - w tym Polska - chce, by unijny budżet sfinansował 100 proc. kosztów. Nie wiadomo, czy w budżecie unijnej Wspólnej Polityki Rolnej znajduje się odpowiednia rezerwa finansowa. Nie wiadomo, o jakie pieniądze poszczególne państwa wystąpią. A mogą żądać setek milionów euro. W poniedziałek Komisja Europejska ujawniła dane, które pokazują z jak gigantycznym kryzysem mamy do czynienia.
Wywołana ptasią grypą panika (jak podkreślają naukowcy - nieuzasadniona) spowodowała, że w niektórych państwach spożycie drobiu spadło o kilkadziesiąt procent. Rekordowy, 70-proc., spadek odnotowała Grecja. O klęsce mogą mówić także Włosi, którzy odnotowali 50-proc.y spadek. W Polsce - według danych Komisji - spożycie drobiu zmniejszyło się "tylko" o 30 proc. I tylko w kilku krajach nie zmalało.
Zmniejszenie popytu na drób prawie w całej UE miało natychmiastowe konsekwencje w postaci spadku cen. W Belgii poleciały one w dół o 30 proc., w Polsce o blisko 15 proc., a we Włoszech - aż o 63 proc.
W efekcie chłodnie zaczęły pękać w szwach od niesprzedanego i niechcianego drobiu. Tylko niemieckich magazynach leży aż 70 tys. ton (!) zamrożonych kurczaków. We Francji jest ich 40 tys. ton, w Holandii - 50 tys., a w Polsce - co najmniej 35 tys. ton. I nikt nie wie, co z tą górą drobiowego mięsa zrobić.
Tymczasem w zawieszeniu pozostaje sprawa ewentualnej zgody Komisji Europejskiej na przedłużenie terminu składania przez polskich rolników wniosków o dopłaty bezpośrednie. Teoretycznie rolnicy powinni złożyć wnioski o dopłaty do 15 maja. Jednak z powodu opóźnień w drukowaniu map uprawianych obszarów (które są dołączane do wniosku) do wielu polskich rolników nie dotarły druki tychże wniosków.
Zgodnie z unijnymi przepisami za każdy dzień opóźnienia w wysłaniu wniosków rolnicy mogą stracić 1 proc. należnej dopłaty. Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przekonuje, że winę za tę sytuację ponosi poprzedni minister Wojciech Olejniczak. Żeby ratować pieniądze dla rolników, Jurgiel wysłał do Brukseli prośbę o wyjątkowe wydłużenie terminu składania wniosków. Bruksela jednak milczy. - Nie podjęliśmy żadnej decyzji w tej sprawie. I raczej w najbliższych dniach nie podejmiemy. Na razie przyglądamy się sytuacji w Polsce. Na decyzje mamy czas do połowy maja - powiedział "Gazecie" Michael Mann, rzecznik unijnej komisarz ds. rolnictwa Marianne Fischer-Boel. Mann podkreślił jednak, że pojawiające się w mediach spekulacje, jakoby decyzja KE miała być dla Polski negatywna, są "bezpodstawne".