Wyborczy spór między PiS i PO dotyczył przede wszystkim podatków - PO proponowała wprowadzenie planu 3x15 - 15 proc. CIT, VAT i PIT. PiS twierdził, że przyniesie to wzrost cen żywności i leków, które dziś obłożone są ulgową 7-proc. stawką. Umiejętnie przekuł swój program na telewizyjne reklamówki - żywność znikała z lodówek, a leki z domowych apteczek. Wezwał też PO do zaprezentowania programu gospodarczego. PO twierdziła, że szczegółowy program ma, ale nie chciała go pokazać.
Jego część - ustawę o VAT - pokazała dopiero w czwartek. Opracowała ją dla Platformy firma doradcza PricewaterhouseCoopers.
Okazało się, że politycy PO zupełnie słusznie nie chcieli, aby ustawa ujrzała światło dzienne przed wyborami. Okazało się bowiem, że oprócz wielu słusznych rozwiązań, które ułatwią życie przedsiębiorcom, była tam jedna propozycja, która zapewne wywołałaby prawdziwą burzę. I nie chodzi wcale o jednolitą stawkę 15 proc. Politycy Platformy chcieli zlikwidować wszystkie zwolnienia z obowiązku stosowania kas fiskalnych. - Chodziło nam o zlikwidowanie nierówności podatników- tłumaczył doradzający PO prof. Stefan Kawalec.
Kasy musieliby instalować nie tylko prawnicy i lekarze, o których głosy szczególnie chodziło PO, ale także szewcy, krawcy, czapnicy, kominiarze, a nawet flisacy pienińscy oraz wiele innych branż, głównie rzemieślników.
Obecny na konferencji odpowiedzialny za podatki wiceminister finansów Mirosław Barszcz mówił, że nowelizacja ustawy o VAT, która wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom przedsiębiorców, jest już postanowiona. Podstawą będzie opisywany przez "Gazetę" projekt opracowany po auspicjami Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Barszcz skrytykował też plany ujednolicenia stawek VAT. - To nie ma nic wspólnego z liberalizmem. Margaret Thatcher była najbardziej liberalnym politykiem w dziejach Unii Europejskiej, ale Wielka Brytania zachowała obniżone stawki na ubranka dziecięce czy książki - tłumaczył.
- Ujednolicenie stawek VAT zaś oznaczało podwyżkę podatku na żywność, co spowodowałoby wzrost szarej strefy.
Wiceminister wątpił też w celowość wprowadzania kas fiskalnych na wszystko. - W wiejskich sklepikach one tylko porastają kurzem - mówił.
Barszcz pochwalił za to jedno z rozwiązań proponowanych przez PO - pełne odliczenie VAT od wszystkich samochodów kupowanych przez firmy. Dziś podatek można odliczyć tylko od niektórych modeli, głównie dostawczych, lub takich, które za dostawcze mogą uchodzić. - Pełne odliczenie będzie możliwe, pod warunkiem że jednocześnie połączymy to z podatkami dochodowymi - mówił. Byłoby to tzw. opodatkowanie użytku prywatnego - firmy doliczałyby co roku określony procent wartości samochodów do swoich przychodów.
Małe firmy, które dziś zmagają się z meandrami VAT, bo rząd wynegocjował z UE rekordowo niski poziom obowiązkowego wejścia na VAT - 10 tys. euro rocznych obrotów - będą miały możliwość uproszczonego opodatkowania, coś na wzór karty podatkowej.
Gotową koncepcję zmian w VAT resort przedstawi do końca stycznia.