Taktyka negocjacyjna Brytyjczyków to zostawienie pozostałym państwom Unii minimum czasu na zastanowienie się nad swoimi propozycjami. Pierwszy projekt budżetu UE na lata 2007-13, zakładający ogromne cięcia, w sumie o 24 mld euro - opublikował po sześciu miesiącach oczekiwania. Teraz nową, poprawioną propozycję chce ujawnić dopiero w środę, na dzień przed szczytem UE.
- Obawiam się, że jak ten dokument pojawi się na stole, to w wielu stolicach usłyszymy jęk rozpaczy - komentował w piątek unijny dyplomata. W brytyjskiej prasie już pojawiły się pogłoski, że rząd w Londynie jest gotów ustąpić o maksymalnie 300 mln euro rocznie.
Rządy pozostałych państw Unii będą miały kilkadziesiąt godzin, żeby przeanalizować nowe kwoty i cyfry. Dyplomaci niepokoją się, tym bardziej że przekonały się już, że ich brytyjscy partnerzy najwyraźniej żonglują liczbami - pokazując tylko te, które są dla nich korzystne.
W środę brytyjska dyplomacja zdecydowała się na kontrolowany przeciek: przekazała dziennikarzom własne obliczenia tzw. pozycji netto poszczególnych państw - czyli tego, kto najwięcej, a kto najmniej zarabia na Unii. Wynikało z nich, że w latach 2007-13 Brytyjczycy będą drugim co do wielkości płatnikiem netto w Unii - zaraz po Niemcach.
Dyplomaci z innych krajów pokazują odmienne szacunki. "Gazeta" otrzymała wyliczenia przeprowadzone przez ekspertów szwedzkiego rządu. Są one dość szokujące. Szwedzi liczyli pozycję netto państw w odniesieniu do PKB, czyli sprawdzali, jaki odsetek PKB dane państwo będzie co roku na minusie albo na plusie. I co im wyszło? Otóż Wielka Brytania będzie... siódmym płatnikiem netto (0,28 proc. PKB na minusie)! Bezapelacyjnie pierwszym płatnikiem pozostaną Niemcy (-0,41 proc. PKB), po nich Szwedzi (-0,43 proc.), Austriacy (-0,40 proc.), Holendrzy (-0,38 proc.), Włosi (-0,36 proc. PKB) oraz Francuzi i Finowie (-0,35 proc. PKB).
Po Brukseli krążą jeszcze bardziej zaskakujące wyliczenia. Od dyplomatów francuskich "Gazeta" otrzymała rachunki, ile wart jest rabat brytyjski, czyli ulga Brytyjczyków we wpłatach do wspólnej kasy. Oraz ile byłby wart, gdyby Londyn zaczął ponosić koszty rozszerzenia Unii.
W pierwszym wariancie przez siedem lat Brytyjczycy mogliby odjąć od swojej składki do unijnego budżetu 50 mld euro. Lecz gdyby z podstawy obliczania rabatu odjęte zostały wszystkie koszty rozszerzenia (fundusze, dodatkowy koszt Wspólnej Polityki Rolnej i koszty polityki rybołówstwa), to rabat musiałby skurczyć się do 32,3 mld funtów, co daje 4,6 mld euro rocznie. Brytyjczycy najwyraźniej nie chcą więc partycypować w płaceniu na rozwój polskiej wsi, choć publicznie mówią co innego.
Z kolei Polscy dyplomaci policzyli, jak proponowane cięcia w unijnych funduszach (14 mld euro) rozłożą się na poszczególne państwa. Polska będzie najbardziej poszkodowana - weźmie na siebie jedną czwartą całej redukcji. Na Węgry przypadnie 9 proc., na Czechy - 8 proc., a na Słowację - 4 proc.
Mimo wszystko przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso wciąż wierzy, że na szczycie UE 15-16 grudnia uda się osiągnąć porozumienie. - To będzie bardzo trudne, ale ciągle możliwe - deklarował w piątek Barroso po spotkaniu z premierem Tony'm Blairem.
Brytyjski premier kontynuował serię rozmów z szefami europejskich rządów. W piątek dyskutował m.in. z premierem Luksemburga Jean-Claudem Junckerem, premierem Belgii Guyem Verhofstadtem, Hiszpanii - José Luisem Zapatero i Grecji - Costasem Caramanlisem.
Posłowie w Warszawie dyskutowali wczoraj o strategii rządu w sprawie unijnego budżetu. Wszystkie kluby solidarnie poparły rząd w negocjacjach i skrytykowały brytyjską propozycję budżetu. Szef MSZ Stefan Meller podkreślił, że propozycja brytyjska w obecnej formie jest dla Polski nie do przyjęcia. Zapowiedział, że rząd odrzuci każde rozwiązanie, które "nie będzie gwarantowało realizacji strategicznych celów Polski i zapewniało budowy silnej, rozszerzonej Unii".
Według posłów PiS propozycja brytyjska oznacza "porzucenie zasady solidarności w Europie". PO oczekuje, że premier przywiezie ze szczytu Unii budżet zgodny z korzystną dla Polski propozycją luksemburską. Ale Hanna Gronkiewicz-Waltz skrytykowała też błędy, które - zdaniem Platformy - rząd popełnił w debacie budżetowej. Wymieniła m.in. postawienie na Wielką Brytanię jako głównego sojusznika w dyskusji, brak negocjacji z Niemcami i Francją oraz słabą koordynację działań rządu.
Szef SLD Wojciech Olejniczak nawoływał: "Negocjujcie i starajcie się przywieźć najlepszy budżet dla Polski, jaki może być". Wszystkich przelicytował Wojciech Wierzejski z LPR, który powiedział, że albo zostanie przyjęty budżet obiecany przez Luksemburg, albo Polska powinna zawiesić swoje członkostwo w Unii i wpłacanie składek do jej kasy.