Do tłumu zgromadzonego w sztabie PiS Jarosław Kaczyński przemawiał wczoraj wieczorem jak lider rządu. "Każdy kolejny dzień, to dzień, w którym nasze słowa, powaga słów, prawdziwość słów, będą się sprawdzać. Musimy odbudować bardzo wiele. Musimy odbudować wiarę w Polskę! (...) Chcemy Rzeczypospolitej dla wszystkich uczciwych Polaków i jestem przekonany, że ją zbudujemy!"
Również lider PO, Donald Tusk, oświadczył wczoraj: "Nie ulega wątpliwości, że misję tworzenia rządu powinien podjąć Jarosław Kaczyński".
Lider PiS od premierostwa nie ucieka. "Tak prowizorycznie, proszę mnie uważać za kandydata na premiera" - powiedział wczoraj w nocy. Wiadomo jednak, że w tej chwili wcale się do tego nie pali. Gdyby stanął na czele rządu, zmniejszyłoby to szanse jego brata Lecha na prezydenturę. Polakom trudno byłoby bowiem zaakceptować sytuację, w której dwie najważniejsze funkcje w państwie sprawują bracia bliźniacy.
Dlatego lider PiS na każdym kroku podkreśla, że w przypadku gdy jego brat zostanie prezydentem, "nie będzie problemu ambicji Jarosława Kaczyńskiego". Wczoraj mówił m.in. "jeżeli brat wygra wybory prezydenckie, to wtedy oczywiście sytuacja się skomplikuje i trzeba będzie podejmować inne decyzje". PiS desygnowałby wówczas na premiera innego polityka tej partii (pada nazwisko Ludwika Dorna). To z kolei może być nie do przyjęcia dla PO, które twardo utrzymuje, że premierem powinien być lider koalicyjnej partii, a nie ktoś z drugiego szeregu.
Co czeka niedoszłego "premiera z Krakowa", Jana Rokitę? W wywiadzie dla TVN, Jarosław Kaczyński zastrzegł, że nie będzie Rokicie "nic narzucać". Pytany, czy Rokita mógłby zostać wicepremierem i szefem MSZ, odpowiedział: "to byłoby klasyczne, europejskie rozwiązanie".
PiS chciałby, aby w nowym rządzie Platforma wzięła około połowy ministerstw - w tym MSZ i resort obrony narodowej. Sam chciałby objąć resorty: spraw wewnętrznych i administracji, sprawiedliwości, rolnictwa i ochrony środowiska, kultury oraz dwa poważne resorty gospodarcze.