Nadużycia przy refundacji lekarstw. Recepta bez leku

Co najmniej 200 tys. zł refundacji za leki na raka prostaty mogła wyłudzić z łódzkiego oddziału NFZ grupa lekarzy z województwa łódzkiego - twierdzi NFZ

Lekarska recepta to rodzaj czeku. Za jego realizację płaci NFZ. A receptę bez pokrycia wystawić łatwiej niż czek. Korzystali z tego łódzcy lekarze i aptekarze.

W maju "Gazeta" ujawniła wyniki pierwszej kontroli w łódzkim NFZ. Okazało się, że dopłaty z NFZ wyłudzano receptami na popularny preparat przeciwzakrzepowy Clexane. Mechanizm zawsze był taki sam: apteki występowały do NFZ o pieniądze za recepty, na które chorzy albo nigdy nie dostali leku, albo dostali go mniej niż na receptach.

- Clexane to tylko początek, bo wyłudzać z NFZ pieniądze można na inne leki - mówił wówczas Krzysztof Tronczyński, dyrektor ds. medycznych warszawskiego Szpitala Czerniakowskiego, b. wiceminister zdrowia. Miał rację.

Kontrolerzy z łódzkiego NFZ przyjrzeli się receptom na inne leki, za które - jak w przypadku Clexane - pacjent płacił kilka złotych, a Fundusz - około tysiąca. Niezwykle popularne okazały się dwa drogie leki na raka prostaty (Dipherelina, Zoladex). Do jednej z łódzkich aptek pacjenci zjeżdżali po nie - sądząc z recept - z całego województwa. Kontrolerzy skontaktowali się z nimi. Okazało się, że albo w ogóle nie mieli kłopotów z prostatą, albo brali mniej leku, niż wynikało z recept. No i nie byli klientami tej właśnie apteki. Wszystko jak w przypadku Clexane.

Wedle NFZ recepty były lipne, a pieniędzmi z refundacji aptekarz dzielił się z sześcioma lekarzami: z Piotrkowa, Białej Rawskiej, Sieradza i Tomaszowa. W ciągu pół roku mieli wyłudzić 200 tys. zł. Ich sprawę zajął się wydział przestępczości gospodarczej wojewódzkiej komendy policji.

W łódzkim NFZ coraz głośniej mówi się, że urzędnikom udało się odkryć zaledwie wierzchołek góry lodowej. W aptekach trwają kolejne kontrole.