Łódzcy policjanci walczą z prostytutkami

Łódzcy policjanci znaleźli sposób na likwidację działających w blokach ?cichych? agencji towarzyskie - mandaty i podatki

Agencje towarzyskie działające w wynajmowanych mieszkaniach to plaga polskich osiedli. Sąsiedzi skarżą się na hałasy i awantury, obsikane klatki schodowe. Pan Paweł mieszkał w kamienicy w centrum Łodzi: - Klienci bardzo często mylili domofony i dzwonili do nas. Policja była bezradna. Wyprowadziliśmy się!

- Kontrole po telefonach od mieszkańców nie przynosiły efektu - przyznaje oficer z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. - Kobiety twierdziły, że właśnie jest impreza albo odwiedził je chłopak czy narzeczony.

Od lipca łódzcy policjanci dzwonią pod numery telefonów kobiet ogłaszających się w gazetach. Nagrywają propozycję usługi, jej cenę i kierują sprawy do sądu grodzkiego za prowadzenie bez zezwolenia działalności gospodarczej w postaci agencji towarzyskiej. Grozi za to 5 tys. zł grzywny lub kara ograniczenia wolności.

W sądach grodzkich lądują również sprawy za zakłócanie ciszy. A właścicieli mieszkań policjanci proszą o umowę najmu. Gdy jej nie ma, powiadamiają urząd skarbowy o oszustwie podatkowym.

W Łodzi pomysł okazał się skuteczny - zniknęły trzy agencje, m.in. z bałuckiego wieżowca przy ul. Aleksandrowskiej. - To była słynna agencja z zamontowaną kamerą obserwującą klientów - opowiada Andrzej Knap, zastępca komendanta bałuckiego komisariatu. - Pomogły dopiero te wnioski do sądu grodzkiego i skarbówki.

W Gdańsku inspektorzy sanitarni wystawiają kilkusetzłotowe mandaty za prowadzenie gastronomii bez zezwolenia. W Warszawie miejscy urzędnicy sprawdzali, czy właściciele agencji zarejestrowanych jako salony masażu lub gabinety kosmetyczne mają koncesje na sprzedawany alkohol. Jeśli nie - sypały się mandaty. Kilka agencji już wyniosło się z centrum.

Łódzcy policjanci nieoficjalnie mówią, że spokój dają tylko tym agencjom, na które nie skarżą się sąsiedzi. - Prostytucja nie jest karalna - tłumaczą.