Wysokie ceny paliw uderzają w światowa gospodarkę. Niedawno Japonia poinformowała, że z tego powodu może mieć niższy wzrost PKB w tym roku. Cierpi też Europa.
- Średnioroczna cena baryłki ropy jest wyższa o kilkanaście dolarów od zakładanej. To musi się odbić na wynikach gospodarczych Unii Europejskiej. Na eksporcie, inwestycjach. Trudno oczekiwać, aby tegoroczny wzrost PKB w UE osiągnął zaplanowane 1,6 proc. - poinformował komisarz ds. ekonomicznych Joaquin Almunia.
Podkreślił, że UE ma niewielkie możliwości wpływania na ceny paliw.
Tymczasem większość analityków uważa, że ropa będzie ciągle drożała. - Powoli, ale nieustępliwie. Czasem zdarzy się jakiś spadek, ale na krótko - mówi Gordon Hessy, analityk z Międzynarodowej Giełdy Paliwowej w Londynie. - Odbije się to na wzroście gospodarczym we wszystkich krajach UE, ale nie wszystkie ucierpią w ten sam sposób.
Dodaje, że łagodniej szok cenowy zniosą nowe kraje UE, bo ich gospodarka jest mniej uzależniona od ropy, a w większym stopniu np. od węgla.
Na szczęście po burzliwym minionym tygodniu - atakach terrorystycznych na Londyn i nowym rekordzie cen - ten powinien być spokojniejszy. Inwestorzy martwią się tylko, że po huraganie Dennis na dłużej niż oczekiwano wstrzymają pracę platformy w Zatoce Meksykańskiej - skąd pochodzi co czwarta spalana w USA baryłka ropy. - Te problemy zostały już jednak zdyskontowane przez piątkowy wzrost cen w Nowym Jorku - tłumaczą amerykańscy specjaliści.
Coraz mniejszy wpływ na ceny surowca mają doniesienia z Iraku. - Kilka miesięcy temu zabicie ambasadora czy duża eksplozja wstrząsała rynkiem. Teraz musiałby być to gigantyczny wybuch niszczący ważne instalacje - uważa Fred Lohan, analityk z NYMEX.