Debiut akcji Opoczna na warszawskiej giełdzie

W czwartek na warszawskim parkiecie zadebiutowało Opoczno świętujące 122-letnie urodziny. Na uroczystości pojawili się założyciele spółki. To kolejne show na giełdzie związane z debiutem

Witamy założycieli Opoczna - rozpoczął czwartkową sesję na warszawskim parkiecie prezes Wiesław Rozłucki. Do sali notowań wszedł Jan Dziewulski i bracia Józef i Władysław Lange z żonami, którzy w 1883 roku uruchomili fabrykę wytwarzającą płytki kamionkowe do wykładania podłóg. Towarzyszył im fotograf ze sprzętem z XIX wieku. Wszyscy ubrani w eleganckie stroje z epoki. W nowoczesnej sali notowań nie zabrakło też współczesnych akcjonariuszy, maklerów i pracowników Opoczna niecierpliwie czekających na pierwsze notowanie. Historyczna oprawa niewiele mu jednak pomogła.

Akcje Opoczna wyceniono w pierwszych transakcjach na 55 zł, czyli tyle, ile inwestorzy płacili w niedawno zakończonej ofercie publicznej. Później było nieco gorzej, ale ostatecznie kurs odrobił straty.

Być może notowania wsparła instytucja finansowa wynajęta przez dotychczasowego właściciela - luksemburski fundusz inwestycyjny CSFB Ceramic Partners. W ciągu najbliższych 30 dni może ona kupować akcje, jeśli ich wartość spadnie poniżej 55 zł. Z podobnej pomocy korzystały już wcześniej telewizja TVN i bank PKO BP.

Uroczysta oprawa debiutu to wciąż rzadkość na warszawskim parkiecie. - Próbujemy zachęcać spółki do spontaniczności - mówił niedawno "Gazecie" prezes Rozłucki, który od kilku lat próbuje ożywić nowoczesny betonowy gmach giełdy.

Świątecznie było dwa tygodnie temu. Wtedy z wielką fetą witano debiutującą na parkiecie paliwową Grupę Lotos. Cały budynek giełdy przystrojono wielkimi wstęgami w żółto-czerwono-niebieskie barwy Lotosu. Gości witała orkiestra grająca "Marsz Radeckiego" Straussa. - Takiej imprezy na parkiecie nie pamiętam - mruczeli pod nosem przedstawiciele czołowych w kraju instytucji finansowych.

Starsi wspominali uroczyste debiuty spółek w pierwszych latach giełdy. - Miały one w sobie wiele spontaniczności - przypomina Rozłucki. - Do sali giełdowych notowań w dawnym budynku KC PZPR zaglądali drobni inwestorzy z ulicy. Debiutujące browary stawiały na parkiecie beczki piwa, spółki cukiernicze - słodycze - dodał. Tak było na przykład w 1991 roku, kiedy na parkiet wchodził prywatyzowany wówczas Żywiec czy Wedel, który obstawił stoły sali notowań czekoladą.

Zaskoczenia nowym trendem na warszawskim parkiecie nie kryją analitycy. - Czegoś takiego nie było już dawno. Zazwyczaj debiut to spotkanie panów w szarych garniturach, najczęściej poważnych bankowców - powiedział nam Adam Ruciński zarządzający funduszami inwestycyjnymi PZU. - A do ludzi bardziej przemawia nie to, co powie prezes, ale kolor jego krawatu. Poza tym dobry show to dobre narzędzie PR-owskie. Więcej osób będzie dłużej go pamiętało. Podnosi też rangę debiutu, spółki i giełdy - dodał.

- W Warszawie takie imprezy wydają się dziwne, spektakularne. Ale na Zachodzie, zwłaszcza w USA, są codziennością - mówi Ruciński.

Ze spontaniczności i niekonwencjonalnych pomysłów słynie zwłaszcza miliarder Richard Branson. Kiedy pod koniec 2003 roku wprowadzał na australijski parkiet spółkę Virgin Blue, największą na południowej półkuli tanią kompanię lotniczą, wylał na zaproszonych gości i inwestorów szampana. Innym razem, wprowadzając na amerykański rynek Virgin Colę, przejechał się czołgiem po Piątej Alei w Nowym Jorku, miażdżąc tysiące puszek konkurencyjnej Coca-Coli. Gdy lansował swój dom mody dla nowożeńców Virgin Brides, paradował przebrany za pannę młodą.