Zgodę na wycinkę drzew rosnących w parku Dyrekcyjnym w Białowieży wydał Dariusz Stankiewicz, wojewódzki konserwator zabytków w Białymstoku na wniosek nadleśnictwa.
- Każde usychające i pochylone drzewo jest potencjalnym zagrożeniem dla życia przechodniów - tłumaczy nadleśniczy Wojciech Niedzielski. - Alejami chodzą mieszkańcy i gdyby uschnięty konar zwalił się na człowieka, musielibyśmy płacić wysokie odszkodowanie.
Ile takich odszkodowań wypłacili w roku ubiegłym? - Ani jednego.
Drzew broni profesor Simona Kossak z PAN, która uważa, że konserwator zabytków jest ostatnią osobą, która powinna decydować o losie drzew. - Uważam, że niektóre można było uratować. Dlaczego drzewa wycięto teraz, kiedy są zielone i gnieżdżą się w nich ptaki - mówi profesor. - Poza tym nie przeprowadzono kompleksowej ekspertyzy tych drzew przed wycinką.
- Każde drzewo oglądaliśmy dokładnie, jeżeli któreś usycha, to przecież to widać - mówi Małgorzata Pawłuczuk, przedstawicielka konserwatora zabytków. Wtórują jej leśnicy. Dendrologa wśród nich nie było.
Wycinkę wstrzymał konserwator, wczoraj leśnicy wraz z jego przedstawicielką kolejny raz obejrzeli drzewa. Zdecydowali, że będą ciąć dalej. A potem nadleśnictwo złoży kolejny wniosek o usunięcie co najmniej kolejnych dziesięciu drzew z zabytkowego parku, bo - jego zdaniem - zagrażają ludziom.