Prezes NBP Leszek Balcerowicz był wicepremierem i ministrem finansów w czasie, gdy rząd Jerzego Buzka prywatyzował PZU. Balcerowicz oświadczył, że prywatyzacja PZU była zgodna z prawem. Dodał, że rząd wybrał Eureko, bo oferowało najwyższą cenę i pieniądze zgodnie z umową wpłynęły na konto skarbu państwa.
Balcerowicz stwierdził też, że prywatyzacja była potrzebna polskiej gospodarce po to, by wzmocnić przedsiębiorstwa wobec coraz większej konkurencji i uwolnić je od wpływu polityków. I taki był powód sprzedaży PZU.
- Polityk każdego dnia musi zdawać egzamin z popularności, a to bardzo przeszkadza w podejmowaniu racjonalnych decyzji ekonomicznych - wyjaśniał.
Członkowie komisji analizowali procedury związane z prywatyzacją.
Przemysław Gosiewski (PiS) dowodził, że Eureko powinno wysłać pismo do resortu finansów informujące o nabyciu akcji PZU, a takiego pisma w ministerstwie nie ma. Wobec tego - zdaniem posła - urzędnicy powinni upomnieć Eureko, że nie wypełniło swojego obowiązku. - Czy zwrócił się pan do Eureko w tej sprawie? - pytał Gosiewski. Balcerowicz wyjaśniał, że tymi sprawami zajmowali się urzędnicy w ministerstwie, którzy są ekspertami, i na pewno spełnili wszystkie wymogi proceduralne. Świadek powoływał się na przyniesione ze sobą ekspertyzy prawne.
Szef komisji Janusz Dobrosz (LPR) pytał Balcerowicza, jakimi dysponował dokumentami, udzielając Eureko zgody na zakup akcji PZU. Świadek stwierdził, że nie zajmował się bezpośrednio oceną wniosku Eureko, bo to było zadanie wyznaczonych urzędników.
Dobrosz zauważył, że w Ministerstwie Finansów zaginęły dokumenty dotyczące kondycji finansowej Eureko, choć podobno były w resorcie w czasie, gdy podejmowano decyzję o sprzedaży PZU.
Balcerowicz zasugerował, że zarzut o zaginięciu istotnych dokumentów jest wyolbrzymiany i nie ma wpływu na ocenę prywatyzacji. - Zabrakło bilansów Eureko, które i tak są cały czas dostępne, i komisja już je dostała - wyjaśnił świadek.
Wymiana zdań z Dobroszem zamieniła się w dyskusję na temat sposobu działania komisji. Gdy Dobrosz tłumaczył, że komisja ma za zadanie "szukać nieprawidłowości", Balcerowicz mówił: - Ja myślałem, że komisja ma wyjaśnić sprawy związane z prywatyzacją, a nie szukać nieprawidłowości.
Zdaniem prezesa NBP pytania zadawane przez członków komisji zawierają insynuacje, niepoparte żadnymi dowodami i dezinformują społeczeństwo. Nieistotnym faktom nadaje się w opinii Balcerowicza zbyt wielką rangę.
Najostrzejsze starcie nastąpiło, gdy do przesłuchania przystąpiła Ewa Kanto (Dom Ojczysty). Posłanka chciała rozmawiać o reformach z początku lat 90., o stopach procentowych, długu publicznym i bezrobociu. Formułowała tezy o tragicznym stanie polskiej gospodarki, cytując wiele liczb. Winą za ten stan rzeczy obarczyła świadka. Balcerowicz oświadczył, że pani poseł łamie ustawę o komisji śledczej, bo pytania nie mają nic wspólnego z prywatyzacją PZU. Dodał też, że wszystkie jej tezy są fałszywe.
Janusz Dobrosz usiłował interweniować: - Ja rozumiem, że w tych sprawach mamy różne poglądy.
- Tu nie chodzi o poglądy, bo nie można mieć różnych poglądów na temat budowania mostów - skomentował Balcerowicz. Na sugestię, by jednak spróbował odpowiedzieć na pytanie, prezes NBP stwierdził: - Przecież nie będę odpowiadał na pytania, czy jestem wielbłądem.
Posłanka Kantor nie poddawała się. Dopytywała, czy Balcerowicz poprosił o utajnienie zeznań przed komisją jednego z urzędników bankowych, bo to "taki odruch bezwarunkowy z Instytutu Marksizmu-Leninizmu?".
Jan Bury (PSL) wypytywał z kolei świadka o jego wyjazdy zagraniczne w PRL. Pytał, czy fundacja CASE kierowana przez żonę Balcerowicza występuje o dofinansowanie swoich projektów z NBP. Balcerowicz odparł, że nie interesował się tym, ponieważ decyzje w tej sprawie podejmuje komisja zajmująca się programem edukacyjnym NBP, w której prace on nie ingeruje. Bury wyjaśnił, że CASE owe fundusze z NBP dostaje.