W tej chwili toczy się ok. 30 procesów cywilnych - przygotowywanych jest 60 kolejnych pozwów - w których pozwanym jest właściciel Biedronki Jeronimo Martins, Dystrybucja SA, a pozywającymi byli pracownicy. Żądają pieniędzy za nadliczbowe godziny. Kilka przypadków dotyczy odszkodowań za utratę zdrowia. Byłym pracownikom Biedronek pomaga Stowarzyszenie Poszkodowanych przez JMD, którym kieruje Edward Gollent, olsztyński przedsiębiorca.
W przeszłości dostarczał kosmetyki do Biedronek, ale współpraca doprowadziła jego firmę na krawędź upadłości. W procesie cywilnym o zapłatę ponad 1 mln zł, który wytoczył JMD, Gollent udowadniał, że Biedronka nie płaciła za dostarczany do sklepów towar. Na razie odzyskał ponad 700 tys. zł.
Nie poprzestał na swojej sprawie. Założył stowarzyszenie i wydał Biedronce wojnę totalną, zbierając informacje o krzywdach jej pracowników.
W ub. tygodniu "Gazeta" opisała jeden z najtragiczniejszych przypadków - historię Anety Glińskiej, która zmarła 13 sierpnia 2003 roku. 21-letnia kobieta pracowała w sklepie Biedronki w Ustce. Według stowarzyszenia rozładowywała ciężarówki z towarem, choć była kasjerką.
"Istnieje ścisły związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wykonywaną przez Anetę Glińską ciężką pracą fizyczną a pęknięciem tętniaka mózgowego, skutkującego jej zgonem" - orzekł kierownik Zakładu Ekspertyz Sądowych w Olsztynie Zygmunt Gidzgier. To orzeczenie jest - jak ujawniliśmy - podstawą kolejnego procesu szykowanego przez Gollenta właścicielom Biedronki.
Po naszej publikacji dyrektor JMD ds. marketingu Anna Sierpińska zamieściła w poniedziałkowym dzienniku "Fakt" całostronicowe płatne ogłoszenie, w którym czytamy m.in.: "Rozpoczynając pracę w JMD p. Aneta Glińska dostarczyła nam ważne zaświadczenie lekarskie wydane przez Poradnię Medycyny Pracy w Ustce o pełnej zdolności do pracy, które było ważne do stycznia 2004".
- Czy badanie dotyczyło pracy na stanowisku kasjerki, czy osoby zajmującej się bardzo ciężką pracą fizyczną polegającą na rozładowywaniu tirów? - zapytaliśmy rzecznika JMD Annę Mazurek.
Odpowiedziała po godzinie: - Przed podpisaniem umowy o pracę Aneta Glińska przedstawiła zaświadczenie lekarskie o pełnej gotowości do pracy na stanowisku kasjer-sprzedawca.
Żadnych wątpliwości, że JMD drastycznie złamało przepisy bhp, nie ma Lech Obara, prawnik zajmujący się pomocą poszkodowanym pracownikom Biedronek. - Badania lekarskie na pewno nie dotyczyły pracy tragarza. Choćby dlatego, że lekarz nie wydałby zezwolenia na tak ciężką pracę. Obowiązujące w Polsce normy pozwalają kobietom ciągnąć na ręcznych wózkach ciężary do 80 kg, a Glińska ciągnęła nawet dziesięć razy większe - mówi Obara.
W swoim oświadczeniu JMD zaatakowało także stowarzyszenie broniące praw pracowników Biedronek: "Wykorzystywanie tragedii [Anety Glińskiej - red.] po blisko dwóch latach uważamy za kolejną próbę manipulacji stowarzyszenia pana Gollenta i mecenasa Lecha Obary, które ma na celu podtrzymanie "medialnej egzystencji" kilku osób, a nie ochronę praw pracowników.
(...) Już dużo wcześniej przedstawiciele naszej firmy byli szantażowani przez p. Gollenta (...), który groził, że w przypadku, gdy firma nie spełni jego oczekiwań finansowych, sprawa ta zostanie wykorzystana w mediach".
- Nigdy nie groziłem wykorzystaniem sprawy tragicznie zmarłej kasjerki w kontekście swego własnego sporu z JMD - komentuje Gollent i zapowiada, że złoży nie tylko pozew o wypłatę odszkodowania za śmierć Anety Glińskiej, ale zażąda też przyznania renty dziecku zmarłej kobiety. - A od zarządu JMD w miejsce takich oświadczeń oczekiwałbym wyjaśnień, dlaczego tolerował niewolniczą pracę ponad siły. Zamiast płacić "Faktowi" za reklamę, niech zapłacą ludziom za pracę! - dodaje Gollent.