Projekt uchwały w sprawie bojkotu rocznicy końca II wojny w Moskwie złożył na czwartkowym posiedzeniu komisji spraw zagranicznych Antoni Macierewicz (RKN).
- Te obchody będą manifestacją rosyjskiej mocarstwowości. Udział w nich prezydenta Kwaśniewskiego byłby niegodny - mówił w imieniu nieobecnego wnioskodawcy Marian Piłka (PiS). W późniejszej dyskusji użył nawet określenia "skundlenie". Ale okazało się, że tylko on zagłosował za projektem.
Wstrzymał się Bronisław Komorowski (PO). - Bojkot zły, udział w roli statysty zły. Mści się bierna polityka prezydenta i MSZ, można było utrudnić Rosjanom grę historią - mówił Komorowski.
Wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Załucki przekonywał, że prezydent pokaże polską pamięć czasów wojny.
- Jest w Moskwie grób gen. Okulickiego, gdzie można złożyć kwiaty, można zorganizować konferencję prasową. Rozmawiamy też z tymi Rosjanami, którzy podzielają nasz punkt widzenia - mówił Załucki.
Dyskusja o uroczystościach w Moskwie trwa od miesięcy. Zbojkotują je prezydenci Litwy i Estonii, nie przyjedzie prezydent Ukrainy (będzie w Moskwie dzień wcześniej). Polacy obawiają się, że na obchodach Rosja przedstawi historię okrojoną: bez paktu Ribbentrop-Mołotow, bez stalinowskich zbrodni, bez mordu w Katyniu. Ostatnio Rosja nie zgodziła się przekazać Polsce akt katyńskich, rosyjskie MSZ przekonywało, że konferencja jałtańska była dla Polski dobra, a AK jest opisywana jako formacja utrudniająca Armii Czerwonej walkę z Hitlerem. Jednym z punktów uroczystości będzie odsłonięcie pomnika czterech armii walczących z faszyzmem - rosyjskiej, amerykańskiej, brytyjskiej i francuskiej. O Polakach - cisza, choć to nasze siły były czwarte co do wielkości.
Prezydent Kwaśniewski wielokrotnie jednak deklarował, że do Moskwy pojedzie - tak jak inni przywódcy: prezydent USA, kanclerz Niemiec czy prezydent Francji.