Grabek przyszedł do siedziby WFOŚ we wtorek o 12.00. Wpadł do sekretariatu, zażądał natychmiastowego spotkania z prezesem. - Sekretarka powiedziała mu, że to niemożliwe, bo właśnie trwa posiedzenie zarządu - opowiada Robert Kozubal z WFOŚ. - Ponieważ mimo to chciał wejść do gabinetu, kobieta stanęła w drzwiach. Grabek odepchnął ją i wdarł się do środka. Rzucił na stół pismo z propozycją spłat kredytu i wyszedł.
Po zdarzeniu sekretarka zasłabła. Kozubal: - Musieliśmy wezwać pogotowie. Lekarze stwierdzili, że jest w szoku, podali jej leki uspokajające.
Szefostwo Funduszu prawdopodobnie powiadomi o zajściu policję. - Decyzję musi podjąć poszkodowana - mówi Kozubal.
Co rozwścieczyło Grabka? Wczoraj do Sądu Okręgowego w Łodzi trafiły dwa pozwy WFOŚ przeciwko jego rodzinie. Fundusz domaga się zapłaty przez spółki kontrolowane przez "króla żelatyny" ponad 13 mln zł.
Przypomnijmy, że pięć lat temu osławiony łódzki fundusz rządzony wówczas przez Marka K. (dziś w areszcie) pożyczył bezprawnie 9 mln spółkom rodziny Grabków. Pieniądze miały być przeznaczone na budowę "zakładu utylizacji odpadów poubojowych", ale powstała za nie zwykła fabryka żelatyny. Mało tego: Grabek pożyczek nie spłacał, oddał do dziś zaledwie 750 tys. zł. dług z odsetkami to ponad 13 mln. Fundusz chce, by komornik zajął urządzenia w zgierskiej fabryce.