Przez całą noc z czwartku na piątek przez miasto maszerowały grupy z biało-czerwonymi sztandarami. Powoli zapełniały się miejsca, w których władze Rzymu zainstalowały wielkie telebimy. Stanęły nie tylko przy wychodzącej z placu Świętego Piotra Via della Conciliazione. Część Polaków już w nocy rozłożyła się obozem w słynnym Circo Massimo, gdzie cesarze urządzali niegdyś krwawe widowiska. Podczas gdy Polacy powoli zasypiali, młodzi Włosi urządzali tam ekstatyczne tańce religijne, w rytm bębnów i gitar.
Inni Polacy rozbili namioty przed telebimami w środku miasta, na jednym z graniczących z Watykanem placów. Zmęczeni pielgrzymi ze Starego Sącza, Olsztyna, stoczniowcy i górnicy słuchali mszy rozłożeni na murkach, trawie i chodnikach, wśród stert rozrzucanych porywistym wiatrem śmieci.
We wczorajszy poranek część z nich była tak zmęczona, że siedzieli w odrętwieniu. - A jacy mamy być? 13 godzin czekaliśmy przed Bazyliką, żeby ostatni raz zobaczyć Ojca Świętego. I zamknęli nam drzwi przed nosem - tłumaczyli senni gimnazjaliści z toruńskiego Zespołu Szkół nr 10.
Wbrew obawom udało się jednak uniknąć chaosu. Być może dlatego, że wielu włoskich pielgrzymów, którzy przybyli, by pomodlić się przy ciele Jana Pawła II, nie zostało na mszy. Ulice wokół Watykanu, które przez ubiegły tydzień były zatłoczone, wczoraj świeciły pustkami.
Rzymianie bardzo dobrze przygotowali się do przyjazdu setek tysięcy ludzi. Tysiące anglojęzycznych wolontariuszy i policjantów kierowało ruchem. Pielgrzymom sprzyjała również pogoda - zamiast upałów przywitała ich wietrzna, chłodna aura. Dlatego służby medyczne nie miały zbyt wiele pracy.
Polacy zdominowali ceremonię pogrzebową. - To nie tylko święto religijne, ale i narodowe. Takie zjednoczenie długo się nie powtórzy - mówił na placu św. Piotra wzruszony Antoni Gartek, który do Rzymu przyjechał z Warszawy.
Pierwsi pielgrzymi zaczęli zbierać się do odjazdu zaraz po wniesieniu trumny ze zwłokami do Bazyliki. Odjazdy grup, które do Rzymu przybyły pociągami, przewidziano na wieczór.