Premierowi, który zeznawał wczoraj przed komisją śledczą ds. prywatyzacji PZU, zarzucano wcześniej konflikt interesów. W 1999 r. Belka był w radzie nadzorczej BIG Banku Gdańskiego, kupującego akcje PZU, i jednocześnie pracował dla banku ABN Amro, który doradzał ministrowi skarbu przy prywatyzacji PZU.
Marek Belka zapewnił wczoraj komisję, że w jego przypadku trudno mówić o konflikcie interesów: - Nie uczestniczyłem w żadnych negocjacjach i rozmowach o wycenie PZU.
Posłowie znów wrócili do wątku, kto kupił akcje PZU: BIG BG, czy jego spółka zależna BIG BG Inwestycje. Bo jeśli sam BIG, to oznaczałoby, że naruszono przepisy prawa bankowego, które ogranicza inwestycje w akcje spółek do 60 proc. funduszy własnych banku. Dzień wcześniej prezes BIG-u Bogusław Kott nie odpowiedział jednoznacznie na to pytanie. Wiadomo tylko, że ostatecznie akcje wylądowały w spółce BIG BG Inwestycje. Belka wczoraj najpierw oświadczył, że akcje kupował BIG Bank Gdański, ale po przerwie w przesłuchaniu zaczął się wycofywać ze swojej deklaracji. - Dla mnie akcje kupił BIG, bo on był też właścicielem BIG-u Inwestycje, ale może w oczach prawnika rzecz w szczegółach wygląda inaczej - zeznał premier.
Belka upierał się, że skoro Główny Inspektor Nadzoru Bankowego nie doszukał się w tych operacjach złamania prawa, to nie ma powodu tego kwestionować.
Przemysława Gosiewskiego (PiS) interesowała kondycja BIG-u w 2001 roku. Audytor KPMG powiedział wtedy, że źle zaksięgował stratę 825 mln zł i że w bilansie powinna być odnotowana strata banku, a nie zysk. Zarząd pokłócił się z audytorem i wymienił go na inną firmę. Nowy audytor zgodził się z zarządem i bilans pozostał bez zmian. Gosiewski podejrzewa, że owa strata - ponad 800 mln zł - narastała od kilku lat. A wobec tego kondycja banku w 1999 r., kiedy kupował on akcje PZU, była kiepska. Poseł przyznał jednak, że na razie komisja nie ma na to dowodów. Sam Belka tłumaczył zmianę audytora powszechnie obowiązującym obyczajem, że audytor pracuje dla firmy tylko kilka lat.
Najostrzej premiera atakowała Ewa Kantor (Dom Ojczysty), która oświadczyła, iż cała prywatyzacja po 1989 r. była złodziejska i pytała Belkę, czy jest obywatelem Polski, czy "najemnikiem obcych". - Pan po prostu nie wie, co to znaczy być wolnym człowiekiem, pan musi być na służbie albo w ABN Amro, w BCP albo w BIG BG - mówiła Kantor. Premier był oburzony i stwierdził, że posłanka "brutalnie" przekroczyła granice dobrego obyczaju.