Głośny problem w sanatorium

Kuracjuszce przeszkadzało chrapanie współlokatorów. Sprawą zajęły się władze uzdrowiska i centrala NFZ. Na razie zalecają zatyczki do uszu

Pani Maria (prosi o niepodawanie nazwiska) z podkieleckiej miejscowości w grudniu była w sanatorium w Busku Zdroju. Ma 60 lat, pojechała tam po raz pierwszy. W willi, gdzie została zakwaterowana, nie podobało się jej wiele rzeczy - ciasne pokoje bez balkonów, brak miejsca do wspólnych spotkań.

- Ale najgorsze były noce. Sąsiadka tak chrapała, że spać się nie dało - opowiada kuracjuszka. Wystąpiła o zmianę pokoju. - Dostałam dwuosobowy, ale bez łazienki, na poddaszu - mówi.

Napisała skargę do świętokrzyskiego NFZ. Sprawa trafiła też do departamentu ds. służb mundurowych w centrali NFZ w Warszawie.

NFZ zlecił wyjaśnienie "okoliczności związanych z chrapaniem" władzom Uzdrowiska Busko Zdrój SA. Kontrola potwierdziła problem: "W połowie turnusu powstał konflikt pomiędzy współmieszkankami, a powodem było to, że jedna z nich chrapie" - napisała w raporcie dr Elżbieta Trybuch, dyrektor ds. lecznictwa uzdrowiska.

Dr Trybuch nie jest zaskoczona interwencją w tej sprawie. - Niestety, skargi na chrapiących kuracjuszy zdarzają się kilka razy w roku. Czasami mamy takich "chrapaczy", że budynek się trzęsie. Jak lokatorzy zaczynają się żalić, to staramy się ich przekwaterować, bo nie ma innej metody, ale wtedy skarżą się na gorsze warunki - mówi dr Trybuch.

Według niej buskiemu uzdrowisku, które specjalizuje się w leczeniu sercowców, nie pozostaje nic innego, jak uruchomić dodatkową specjalizację - leczenie chrapania.