?Jacques Chirac stracił dobrą okazję, by siedzieć cicho"

Tak probiznesowa organizacja pozarządowa Rada Lizbońska skomentowała wtorkowy telefon prezydenta Francji do szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso. Chirac zażądał wstrzymania planów uwolnienia rynku usług w UE i na razie dopiął swego

Barroso przekonywał do liberalizacji usług, twierdząc, że to podstawa wzrostu konkurencyjności gospodarki. Dodał, że nie będzie w tej sprawie bronił interesów niektórych państw Piętnastki, ale całej Europy.

Chirac zareagował z wściekłością. We Francji przeciw liberalizacji usług protestuje lewica strasząc "dumpingiem i socjalnym" tańszych firm np. majstrów budowlanych z Polski. Niepokoi to także elektorat prawicy, który strzeże zazdrośnie przywilejów korporacyjnych lub lokalnych.

Prezydent Francji na razie osiągnął swój cel. - Nie ma szans na to, żeby dyrektywa usługowa uzyskała polityczną akceptację na szczycie UE w marcu lub czerwcu tego roku - mówi "Gazecie" minister ds. europejskich Jarosław Pietras.

- Tak samo jak każdy inny kraj Francja skorzystałaby na dokończenie budowy jednolitego rynku usług, jak korzysta już na otwarciu rynku dóbr i towarów - oświadczył Paul Hofheinz, przewodniczący Rady Lizbońskiej. Użył on do krytyki stanowiska prezydenta Francji jego własnych słów sprzed dwóch lat, gdy ganił on kraje wstępujące wówczas do Unii, w tym Polskę, za poparcie dla wojny w Iraku.

Dopiekł też Chiracowi osobiście: "Wyglądamy dni, kiedy krótkowzroczni, pozbawieni kręgosłupa politycy jak Chirac będą mogli rozważyć z domu starców szkodę, jaką ich śmieszna retoryka uczyniła światu" - czytamy w oświadczeniu Rady Lizbońskiej, cenionej organizacji lobbyingowej w Brukseli.

Z Chirakiem polemizował też pośrednio w środę w Brukseli wiceszef Komisji Europejskiej Niemiec Günter Verheugen (choć kanclerz Niemiec popiera prezydenta Francji). Zdaniem Verheugena nie może być mowy o rezygnacji w liberalizacji usług z zasady tzw. kraju pochodzenia. Zakłada ona, że firma świadcząca usługę w drugim kraju UE mogłaby to robić według przepisów ze swojego kraju. Zdaniem Verheugena to "podstawa jednolitego rynku, z której nie wiem, jak moglibyśmy zrezygnować".

Niemiec przypomniał, że wbrew nieprawdziwym informacjom kolportowanym we Francji nie ma mowy o żadnym dumpingu, bo przy pensjach czy czasie pracy usługodawca musiałby się kierować przepisami kraju, w którym je świadczy.

- Trzeba być realistą - mówi min. Pietras. - Dla niektórych państw ta dyrektywa jest korzystna, ale są wewnętrzne problemy, które powodują, że w najbliższych tygodniach nie mogą się pod niektórymi rozwiązaniami podpisać. Nie chcielibyśmy, by te drobne i przelotne wewnętrzne problemy wpływały na to, co jest dobre dla Unii.

Na odsiecz Chiracowi przyszedł za to wczoraj premier sprawującego przewodnictwo w UE Luksemburga Jean-Claude Juncker. W wywiadzie dla francuskiego "Le Figaro" stwierdził - polemizując z Barroso - że "nie można z każdej trybuny chwalić europejskiego modelu socjalnego i ignorować rzeczywistość działań, które osłabiają solidarność" społeczną.

We wtorek francuski parlament przyjął rezolucję, w której domaga się całkowitej rewizji dyrektywy proponowanej przez Brukselę. Francuscy socjaliści i komuniści głosowali przeciw, gdyż chcą by trafiła ona do kosza.