W piątek za baryłkę ropy arabskiej z dostawą w kwietniu w elektronicznych transakcjach na giełdzie w Nowym Jorku trzeba było zapłacić 53,45 dol. Rynek uspokoił się po gorączce handlu w czwartek, kiedy w Nowym Jorku płacono nawet 55,2 dol. za baryłkę. Brakowało tylko 47 centów do rekordu z 25 października 2004 r.
Nerwowa atmosfera w Nowym Jorku udzieliła się też giełdzie w Londynie. W czwartek cena baryłki ropy Brent wydobywanej z Morza Północnego sięgnęła 53 dol., o 1,06 dol. bijąc dotychczasowy rekord z końca października ub.r. Jednak już w piątek baryłkę Brent można było kupić za 51,95 dol.
Ceny podbiły obawy o wzrost zapotrzebowania na surowiec w szybko rozwijających się gospodarkach państw Azji, głównie Chin i Indii, oraz obawy o utrzymanie ograniczeń w wydobyciu przez państwa OPEC. Zdaniem analityków wzrost cen podtrzymuje też napływ na rynek surowców pieniędzy z funduszy zarówno zajmujących się inwestycjami długoterminowymi, jak i zarabiających na transakcjach spekulacyjnych. Czwartkowy spadek cen był po prostu wynikiem wycofania się inwestorów, którzy zarobili dość w czasie sesji.
Giełdy surowcowe nie zareagowały za to na groźbę prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, który w czasie wizyty w Indiach stwierdził, że jeśli USA będą chciały "wyrządzić krzywdę" Wenezueli, to odetnie im dostawy ropy. Wenezuela jest jednym z głównych dostawców ropy naftowej do amerykańskich rafinerii i słowa Chaveza mogły stać się pretekstem do podbicia cen przez spekulantów. Jednak przywódca Wenezueli znany jest z ostrej krytyki USA i zapewne jego wypowiedź została potraktowana jako jej kolejny przejaw.
Scenariusz handlu ropą w czwartek - najpierw galopada cen, a potem nagłe uspokojenie rynku - może jednak stanowić zapowiedź kolejnych prób wywindowania cen do poziomu nowego rekordu. Sekretarz OPEC Adnan Shehab-Eldin w wypowiedzi dla kuwejckiego dziennika "Al-Quabas" stwierdził, że nie może wykluczyć, iż w ciągu dwóch lat ceny ropy nie wzrosną do 80 dol. za baryłkę.
Takie słowa podsycają na rynku oczekiwanie na wzrost cen, potęgowane jeszcze przez duży popyt na surowiec, i to nie tylko państw rozwijających się, ale także rozwiniętych gospodarek Europy Północnej i Ameryki Północnej.