Zdanie egzaminu jest warunkiem uzyskania licencji, a ta - podjęcia pracy w zawodzie pośrednika czy zarządcy nieruchomości. Tymczasem z powodu braku rozporządzenia ministra infrastruktury do ustawy o gospodarce nieruchomościami resort wstrzymał wydawanie tego typu dokumentu. Taki stan trwa już od jesieni. "Gazeta" pisała już o tym problemie.
- Przygotowuję pozew przeciwko ministerstwu z powodu jego bezczynności. Będę domagał się odszkodowania - powiedział nam anonimowy czytelnik. - Zadzwonię jeszcze raz, kiedy go złożę w sądzie - obiecał.
Takich telefonów mieliśmy kilka. Więcej osób dzwoniło do Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości (PFRN). Szef komisji prawnej federacji Szymon Sędek uważa, że szanse na wygraną w sądzie są spore. Tylko czy ktoś odważy się wystąpić przeciwko ministerstwu? - Ludzie mogą się obawiać problemów na egzaminie - mówi Sędek.
Jak się dowiedzieliśmy w resorcie infrastruktury, tylko oczekujących na egzamin na pośrednika jest w całym kraju około 1,2 tys. Dla nich każdy miesiąc bez licencji oznacza wymierne straty. - Te osoby mogą pracować w agencjach, ale wolno im wykonywać tylko czynności pomocnicze. Oczywiście to oznacza niższe zarobki - przyznaje prezydent PFRN Marek Stelmaszak.
P.o. dyrektora departamentu regulacji rynku nieruchomości w resorcie infrastruktury Katarzyna Szarkowska nie obawia się tego typu roszczeń. - Żeby domagać się odszkodowania, trzeba wykazać szkodę - stwierdziła. Liczy na to, że rozporządzenie ukaże się w najbliższych dniach. Projekt musi jeszcze ocenić Rządowe Centrum Legislacji.
Dla tych, którzy nie mogą się doczekać tego rozporządzenia, mamy dobrą wiadomość. Dyrektor Szarkowska zapowiada, że podejdą oni do egzaminu w pierwszej kolejności. Ponadto rozporządzenie ma obniżyć o 30-50 proc. koszt egzaminu (dziś to wydatek 1650-1750 zł).
Ale to niejedyny problem. W całym kraju są tysiące osób, które muszą jeszcze odbyć kurs i praktykę, aby być dopuszczonym do egzaminu na pośrednika czy zarządcę. Tymczasem ten rok jest ostatnim, w którym licencję może zdobyć osoba ze średnim wykształceniem. Później będzie wymagane wyższe.
W styczniu w "Gazecie" pisaliśmy, że PFRN alarmuje, iż z powodu braku rozporządzenia nie ma sensu organizowanie kursów. Dlaczego? Bo nie ma pewności, że ich uczestnicy zdążą z egzaminami przed końcem tego roku. Mogłoby się więc okazać, że zainwestowanie w licencję 7 tys. zł byłoby wyrzuceniem tych pieniędzy w błoto.
Szarkowska uspokaja, że resort pomyślał w rozporządzeniu także o tych osobach. Ci, którzy dopiero zapiszą się na kurs, będą mogli podejść do egzaminu jeszcze w tym roku (także ewentualnie poprawkowego).
Niewykluczone jednak, że niebawem na nowo rozgorzeje dyskusja nad celowością utrzymywania obowiązkowych licencji. Jak obliczyło Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu, u nas regulowanych jest aż 300 zawodów, podczas gdy w UE - 100. Resort zwrócił się do innych ministerstw o opinię, co można zrobić w tej sprawie.
Tymczasem PFRN, który obchodzi właśnie dziesięciolecie działalności, już teraz ostro oprotestowuje pomysł likwidacji licencji dla zawodów związanych z rynkiem nieruchomości. - To byłby powrót do dzikiego zachodu - ostrzega Stelmaszak.