Kamil Durczok: Dzień dobry. Aż się zaczerwieniłem.
Kamil Durczok: Bo to takie ciepłe powitanie.
Kamil Durczok: To taki temat, o którym każdy chętnie - a im bliżej jest polityki, ulicy Wiejskiej i parlamentu - tym chętniej, się wypowie. Ja nie chciałbym używać takich słów w odniesieniu do mojej działalności dziennikarskiej, bo 'misja' jest wielkim słowem i sięgnie za sobą dużą odpowiedzialność...
Kamil Durczok: Nie, chce powiedzieć, że wolę prostsze określenia na to, co robię. Czyli próbę opisywania świata, próbę opisywania zjawisk, których my, dziennikarze, jesteśmy świadkami, albo, których my, dziennikarze, jesteśmy bliżej, a które przekazujemy naszym odbiorcom. Rzetelnego, bezstronnego, możliwie prawdziwego - celowo nie używam słowa - 'obiektywnego' - bo jestem przeciwnikiem tego słowa w odniesieniu do dziennikarstwa, bo każdy z nas patrzy na świat subiektywnie - patrzy na ludzi subiektywnie, na zjawiska, na wydarzenia, które opisuje. Dlatego obiektywizm dziennikarski to jest określenie mocno nieostre i staram się go nie używać.
Kamil Durczok: No, pewnie można było przeczytać jeszcze jedno opracowanie przed programem, jeszcze jeden artykuł, porozmawiać z jeszcze jedną osobą, jeszcze lepiej się przygotować. Mam takie wrażenie, że nie jest przesadnie duża liczba tych dni zawodowych w moim życiu, w których pozwoliłem sobie na pewien rodzaj luzu intelektualnego, albo odpuszczenia. Oczywiście, że się zdarzało, bo każdy z nas ma lepsze i gorsze dni, ale zakładam, że powiedzenie - "Tyle jesteś wart, ile twój ostatni program" - jest powiedzeniem zobowiązującym i w związku z tym każdy z tych programów jest przeze mnie tak przygotowywany jakby był pierwszy i ostatni zarazem, bo po nim będą mnie oceniać.
Kamil Durczok: Jedenaście lat.
Kamil Durczok: Ja myślę, że cokolwiek bym teraz powiedział, to nie będzie to dobra odpowiedź.
Kamil Durczok: Będę się starał. Każdy z nas, pracuje w takich, czy innych warunkach. O tych warunkach nie ma co opowiadać, dopóki nie przekraczają one pewnej granicy. Są pewne warunki brzegowe i umawiamy się, że jeśli w środku, pomiędzy nimi dzieje się coś złego, dobrego, lepszego, gorszego, powodującego komfort naszej pracy, albo dyskomfort naszej pracy, to jest to nasza wewnętrzna, firmowa sprawa. Wielkie nieszczęście telewizji publicznej polega na tym, że wszyscy usiłują ją w jakiś sposób modelować. Właśnie dlatego, że jest telewizją publiczną. To czasem przybiera dobre formy, a czasem przybiera formy karykaturalne. Pewien gentleman, pojawiający się tu i ówdzie w charakterystycznym biało - czerwonym krawacie, był łaskaw zwrócić się do jednego z moich kolegów, którzy prowadzili z nim rozmowę, żeby ten milczał i słuchał, ponieważ on płaci abonament, w związku z czym jest właścicielem, czy dysponentem tego czasu, który mu teraz przysługuje i z tego abonamentu jest wypłacana pensja dziennikarza. To są takie opowieści, które ja czasem gdzieś przedstawiam, po to, żeby powiedzieć, że my tak na prawdę nie potrafimy się zdecydować na model telewizji publicznej. Jednak to, co się dzieje w środku, wewnątrz powinno być sprawą korporacji, powinno być sprawą firmy i nie powinno się o tym dyskutować na prawo i lewo, i o tym opowiadać. Dopóki oczywiście, jak powiadam, nie przekroczymy tych warunków brzegowych. No, wtedy trzeba się zastanowić czy założyć kapelusz i pójść gdzieś indziej.
Kamil Durczok: Dwa światy.
Kamil Durczok: Zdecydowanie ten na Woronicza. Ja mam czasem wrażenie, że na Placu Powstańców krzyżują się jakieś żyły wodne i to źle wpływa na atmosferę w tym miejscu.
Kamil Durczok: Wolę tamto.
Kamil Durczok: Bo nie zawsze możemy w życiu robić tylko to, co chcielibyśmy, albo to co wolelibyśmy. Poza wszystkim plac jest też fascynującym miejscem. Przygotowywanie 'Wiadomości' - jak niektórzy mówią - największej gazety w Polsce, największe4go programu informacyjnego - jest wyzwaniem. Natomiast wydaje mi się, że bez żadnej szkody można by było się pozbyć czterdziestu procent emocji, jakie towarzyszą przygotowywaniu tego programu właśnie na Placu Powstańców.
Kamil Durczok: No, to dobre pytanie - ludzie, atmosfera, miejsce i pewna magia. Na prawdę trudno powiedzieć, skąd się to bierze. Presja dziewiętnastej trzydzieści, czy magia dziewiętnastej trzydzieści, to jest to, czego doświadczyłem już przy pierwszym nagraniu 'Wiadomości'. Wydawało mi się, że mam już za sobą jakiś wieczór wyborczy, jakiś wieczór prezydencki, to trema - właściwie nie bardzo. Ale jak przyszła dziewiętnasta trzydzieści, to się okazało, ze to jest magiczna godzina, że trema jest tak potworna, że jak się na koniec próbowałem uśmiechnąć, to wyszedł jakiś paraliż twarzy. Emocje, które temu towarzyszyły były ogromne. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie skąd się to bierze. Pewnie jeszcze z takiego wyobrażenia, że jak czegoś nie pokażą o dziewiętnastej trzydzieści, to znaczy, że tego nie było.
Kamil Durczok: To było jedno z moich, jak mi się zdawało - niewzruszalnych, postanowień czasu chorowania, że nie ma mowy o powrocie do tego, co się dzieło przez osiem miesięcy w moim życiu, na przełomie 2002 i 2003 roku. Ja wiedziałem, że nie chcę do tego wracać w żaden sposób, ale ponieważ poczyniłem pewne publiczne wyznanie, bo wychodziłem z założenia, że także w tej sprawie moim widzom należy się prawda, powiedziałem przez 28 sekund, bo tyle dokładnie to trwało - cztery chyba najtrudniejsze zdania mojego życia. Zamknąłem również, jak mi się zdawało wtedy - bezpowrotnie, ten okres mojego życia, także publicznym wyznaniem podczas rozmowy z Piotrem Najsztubem dla "Przekroju". Aż do pewnego dnia, kiedy zadzwoniła do mnie sympatyczna, młoda osoba z wydawnictwa Znak i zaczęła drążyć temat. Oczywiście było tak, że ja na początku jej opowiedziałem to, co teraz tobie powiedziałem, potem powiedziałem to jeszcze raz, i jeszcze raz, ale ponieważ pani Magda była osobą bardzo konsekwentną (i jest), to w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jeśli ten mój przypadek - tak to nazwijmy - mógłby być pomocny w obalaniu kilku mitów, stereotypów - takich potwornych, szkodliwych i zabójczych czasami, wyobrażeń o chorobie nowotworowej, to powinienem sobie zweryfikować te wcześniejsze postanowienia nie mówienia o tej sprawie i jednak do tematu wrócić. Ponieważ jeszcze lektura tych kilku tysięcy listów, które przyszły wtedy, utwierdzała mnie w przekonaniu, że to jest temat niezwykle istotny i że coś się wyzwala, kiedy ludzie zaczynają o tym mówić. Coś się wyzwala, coś zaczyna pękać, z tej dyskusji, krótko mówiąc coś wynika. Wtedy już wiedziałem, że trzeba coś napisać - wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to będzie w takiej formie, że tak akurat ta książka będzie wyglądała, ale już wiedziałem, że coś z tym trzeba zrobić.
Kamil Durczok: To też, ale wydaje mi się przede wszystkim, że żyjemy w kraju, w którym są pewne obszary życia przykryte taką ciemna płachtą. To, co się pod tą płachtą dzieje nie widzi światła dziennego, o tym się nie mówi, a jak już się mówi, to jakoś dziwnie, nienormalnie, nieprawdziwie, zakłamanie i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Trzeba te płachty spróbować podnieść i usunąć, i wpuścić tam trochę światła. Takim obszarem jest właśnie choroba nowotworowa. To są właśnie takie przykłady. Przychodzi osoba, która jest w trakcie leczenia, jest łysy i towarzystwo, które jest dookoła niego, nie bardzo wie, jak go traktować. Bo niby żywy, ale właściwie już trup, bo przecież rak to śmierć, prawda? To pierwszy stereotyp, z którym próbujemy się tutaj rozprawić razem z Piotrem Mucharskim, współautorem tej książki. No i to jest kłopot. Tu trzeba rozmawiać.
Kamil Durczok: Jest wielkim wołaniem, przede wszystkim o to, żebyśmy sami pomyśleli o własnym zdrowiu, o własnym życiu. Bo tutaj jest trochę przewrotna teza, ale jednak zawarta między wierszami. My bardzo łatwo i bardzo chętnie narzekamy na lekarzy, ale my tym lekarzom musimy dać szansę. Musimy do nich po pierwsze przyjść. Musimy się pojawić u lekarza i powiedzieć: "Panie doktorze, proszę mnie zbadać". Ja jestem tego klasycznym przykładem, bo przecież tak naprawdę, pamiętasz zresztą, w jakich okolicznościach, trafiłem do lekarza wtedy, pod koniec 2002 roku, przez czysty, absolutny przypadek. Byłem zdrowym bykiem, w życiowej formie, przygotowującym się do dużej sportowej imprezy.
Kamil Durczok: Absolutnie nie. Była to jedna z listy spraw pilnych do załatwienia - było to miejsce 45 - wizyta u lekarza i przebadanie się. My musimy do tego lekarza przyjść, my musimy spróbować zbudować partnerskie relacje - bo to jest kolejny mit. Zła służba zdrowia i to jak nas traktują. Ta książka jest opisem fantastycznego miejsca - fantastycznego, choć miejsca bardzo dramatycznych ludzkich przeżyć, także śmierci. Ale fantastycznego w takim znaczeniu, że trafia się tam na lekarzy, dla których nie istnieje statystyka. Nawet typowo zachodnie podejście do nowotworów jest takie, że mamy 1000 przypadków mięsaka i na 1000 przypadków 980 zostało wyleczonych jakąś tam metodą, w związku z czym ordynujemy tą metodę. W Gliwicach, w Centrum Onkologii, nie ma statystyk. W Gliwicach jest indywidualne podejście do pacjenta. To musi być zaraźliwe, to się musi rozlać na inne ośrodki.
Kamil Durczok: No nie jest, niestety, a przynajmniej nie wszędzie. Taka prawda się z tych wszystkich listów, telefonów, maili, które dostałem, wyłania. Ale ja nie chce oskarżać środowiska lekarskiego o jakąś znieczulicę. Absolutnie nie. Najpierw my musimy wykonać pierwszy krok i spróbować zbudować partnerskie relacje z lekarzem.
Kamil Durczok: Po to, żeby ktoś potem powiedział, że to przygotowanie do kampanii?
Kamil Durczok: 31 stycznia - Zielona Góra, potem Gorzów, potem Szczecin, potem Gdańsk, potem Białystok, potem Poznań, potem Bydgoszcz, potem Zakopane, Kraków, Wrocław, Opole.
Kamil Durczok: Z Durczokiem po kraju. Jeździmy z Piotrem Mucharskim, będziemy się spotykali z czytelnikami, będziemy się spotykali z ludźmi, będziemy o tym wszystkim rozmawiali. Myślę, że to jest to, co naprawdę warto robić, czemu naprawdę warto poświęcać czas. Albo sami się przekonamy, że warto walczyć i nie warto się poddawać tym wszystkim stereotypom, o których mówiłem, albo będzie bardzo niedobrze. To jest najwyższa z możliwych stawek w tej grze i naprawdę trzeba zrobić wszystko, żeby szczęściu pomóc.
Kamil Durczok: Ja podkreślam gdzie mogę i kiedy tylko mogę, że bez Piotra Mucharskiego nie byłoby tej książki. Dzięki jego konsekwencji i umiejętności przelewania tego języka mówionego na język pisany, ta książka powstała. Natomiast chcemy rzucić wyzwanie tą książką i sam jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. Jeśli obudzimy, czy zapoczątkujemy, czy spróbujemy zainicjować jakąś dyskusję, to myślę, że stałoby się coś bardzo, bardzo dobrego.
Kamil Durczok: Z tego co wiem, to wydawnictwo w tym pierwszym, mam nadzieję, że nie ostatnim nakładzie, przewidziało druk 50 tysięcy egzemplarzy tej książki.
Kamil Durczok: Zakopane jest zdaje się w ogóle ulubionym miejscem tego rodzaju spotkań, bo ostatnio widziałem jak bawił tam i to bardzo hucznie minister Zieliński, który się zajmuje osobami niepełnosprawnymi. Ponieważ akurat pracowaliśmy na początku grudnia nad ostatecznymi poprawkami tej książki właśnie z Piotrem, to byliśmy obydwaj świadkami, właśnie jak można się troszczyć o osoby niepełnosprawne w dobrym hotelu i przy dobrym alkoholu. Ale to tak na marginesie. Jest coś dziwnego w tej naszej, najdelikatniej to nazywając - polityce zdrowotnej. Na przykład dyskusja o badaniu PETem, urządzeniem bardzo nowoczesnym, które wykrywa nawet pojedyncze komórki nowotworowe, choć tylko w dniu badania, ale jednak to jest ogromna wiedza, cały świat nad tym pracuje. My mamy takie urządzenie w Bydgoszczy. Okazało się, że badanie tym urządzeniem jest za drogie. To kosztuje 7 czy 8 tysięcy złotych.
Kamil Durczok: Nie, nie, choć można by rozpatrywać inne lokalizacje, które być może nieco wpłynęłyby na cenę tej usługi. Dowiedziałem się, że to urządzenie jest za drogie i przez jakiś czas stosowne instytucje nie podpisywały kontraktu na to badanie. Zastanawiałem się długo nad fenomenem myślenia o tym. Wszyscy wiedzą, że profilaktyka, zwłaszcza w chorobach nowotworowych jest daleko, daleko tańsza niż leczenie. Już pomijając oczywiście to, że leczenie może się zakończyć sukcesem, albo klęską - krótko mówiąc - śmiercią, albo wygraną pacjenta. Zastanawiałem się, kto, przy jakim biurku i jakimi ścieżkami podążają jego myśli, że nie jest w stanie zrozumie, jak mi się wydaje - dość prostej prawdy, która przed chwilą wyraziłem. Zawsze lepiej zapobiegać i robić profilaktykę, niż potem leczyć. Długo to urządzenie stało nieczynne, albo można było tam pojechać i samemu zapłacić, i się przebadać. To jest właśnie taki sygnał tego, jakie jest podejście do tej choroby. Leczenie choroby nowotworowej jest bardzo drogie, bardzo drogie. Już pomijam sam zabieg operacyjny, ale później leczenie, używane leki, i tak dalej, i tak dalej. Wydawałoby się - prosta sprawa - wcześniej zbadać, no, ale...
Kamil Durczok: No właśnie to jest pytanie. Ja przez jakiś czas, chyba trochę nawet celowo, unikałem tematów, które mogłyby być jakoś kojarzone z moją chorobą. Bo skoro nie realizowałem ich wcześniej, to dlaczego mam je realizować po chorobie?
Kamil Durczok: Tak, tylko gdyby przyjąć ten punkt widzenia, to właściwie wszystkie moje wydania "Wiadomości" powinny się rozpoczynać od frontu walki z rakiem. Bo to jest duży problem, bo dotyczy bardzo wielu osób. Ja oczywiście przerysowuję.
Kamil Durczok: Pewnie taka debata kiedyś powstanie. Boję się czegoś innego, że ponieważ to jest właśnie takie doświadczenie i takie przeżycie, które bardzo silnie wryło się w moją pamięć, to ja nie byłbym do końca obiektywny. Boję się, że emocje, które towarzyszyłyby mi przy tworzeniu tego programu, mogłyby w pewnym momencie wpłynąć na jego kształt, a to nie byłoby dobre. Ale pewnie taka debata powstanie. Może musi jeszcze upłynąć pół roku, a może będę po tych spotkaniach jeszcze bogatszą w wiedzę o tym, co ludzie myślą tak na prawdę.
Kamil Durczok: To wszystko prawda. Ja jestem bardzo ciekaw, co na tych spotkaniach będą mówili ludzie, jakie jest ich wyobrażenie. To jest mój zapis bardzo osobistego zwycięstwa, chociaż ja podkreślam cały czas - zwycięstwa warunkowego. Warunkowego - bo od badania do badania. To jest choroba, która wraca. Niestety taka jest jej perfidia. Jestem bardzo ciekaw tego, co ludzie myślą w Polsce - jak się leczy nowotwory. Jestem ciekaw, czy to wszystko, co było w tych listach, które do mnie przyszły - czy znajdę w tych spotkaniach potwierdzenie tych wszystkich wyobrażeń i opisywanych zdarzeń, czy też może ten obraz walki z nowotworami w Polsce jest trochę inny.
Kamil Durczok: Pewnie ta debata powstanie, ale jeszcze chciałbym,żeby trochę czasu minęło.
Kamil Durczok: To prawda i przyznam się, że z tych wielu dziennikarskich doświadczeń mam takie przekonanie, że coś z tej książki, coś, być może z innego podejścia do tematów medycznych, tematu walki z nowotworem, nie rozbudzania fałszywych nadziei, innego redagowania informacji o nowych lekach, że to jest coś, co w sposób może najbardziej wartościowy z tej mojej całej działalności - zostaje. Ale to takie dywagacje.
Kamil Durczok: To był taki moment, w którym wróciłem do postanowień z późnego dzieciństwa, albo wczesnej młodości. Zrealizowane to wszystko zostało dzięki konsekwencji mojego przyjaciela, który zresztą był dla mnie bardzo ważną osobą w czasie chorowania - człowieka, który nie pozwolił mi skupiać wszystkich myśli wyłącznie na tym, co mnie czeka w rzeczywistości szpitalnej, gliwickiej, tylko kazał się zajmować różnymi innymi rzeczami - między innymi zapakował mnie do samochodu, zawiózł na lotnisko i powiedział: " No, stary, teraz będziemy latali". No i tak się zaczęła moja przygoda z lotnictwem. Fascynująca zupełnie.
Kamil Durczok: Latam.
Kamil Durczok: Samodzielnie. Mam licencję numer 12 200 i jestem z niej bardzo dumny.
Kamil Durczok: To jest dla ludzi Krzysztofie. Jeśli pozwolisz - zaproszę cię kiedyś.
Kamil Durczok: To się zdarza.
Kamil Durczok: To się zdarza. No dobrze, posiedzimy w samolocie.
Kamil Durczok: Dotyczy to 100 000 ludzi co roku w Polsce, nowych przypadków zachorowań na nowotwory. Dotyczy to ogromnej rzeszy ludzi i dotyczy w sposób, jak mi się wydaje, bardzo silny, najsilniejszy z możliwych, bo to jest taka walka, której wynik jest albo - albo. Albo zachowujemy to, co najcenniejsze, albo przegrywamy.