We wtorek rząd ma zająć się raportem, przygotowanym przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nt. wsparcia publicznego udzielonego koncernom samochodowym w Polsce.
Chodzi o cztery z nich działające w Specjalnych Strefach Ekonomicznych - Opla (GM), Fiat-GM Powertrain, Isuzu oraz Volkswagena. Pierwsze trzy działają w różnych częściach Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, Volkswagen - w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej.
Przez sam fakt zainwestowania w Strefach, koncerny samochodowe uzyskały prawo do pomocy publicznej w postaci zwolnienia z podatku dochodowego. Początkowo to zwolnienie nie miało limitu (miało obowiązywać do końca działania SSE). Ponieważ jednak w Unii Europejskiej pomoc publiczna dla sektora motoryzacyjnego jest mocno ograniczana, Bruksela wymusiła na władzach polskich zmianę zasad udzielania pomocy dla motokoncernów.
Po ciężkich negocjacjach uzgodniony zapis (umieszczony w jednym z załączników do Aktu Przystąpienia Polski do UE) brzmi: całkowita wielkość pomocy publicznej udzielonej nie może przekroczyć 30 proc. wartości "kwalifikujących się kosztów inwestycyjnych". Przy czym naliczanie tej kwoty zaczyna się od 1 stycznia 2001 r.
Bruksela zobligowała polskie władze, by regularnie raportowały, co się w SSE dzieje. Komisję Europejską interesuje szczególnie to, jak duża pomoc faktycznie trafia do koncernów.
I tutaj unijnych urzędników może czekać niespodzianka. Okazuje się, że koncerny dostały do tej pory bardzo mało pieniędzy, dużo mniej, niż im przysługuje.
Łączna, nominalna wartość ulg dla Opla, Isuzu, Fiat - GM Powertrain i Volkswagena wyniosła do czerwca 2004 r. jedynie 258 mln zł. Faktyczna wielkość pomocy publicznej to jeszcze mniej, bowiem tę kwotę trzeba zdyskontować zgodnie z zasadą, że pieniądz w czasie ma różną wartość. Po dyskoncie wartość ta spada do... 140,5 mln zł.
Przyrównując tę sumę do podstawy naliczania pomocy, czyli 30 proc. z wartości inwestycji (które łącznie wyniosły - nominalnie - ponad 5 mld zł), wyraźnie widać, że do osiągnięcia limitu firmom pozostało jeszcze dużo, dużo czasu.
Przygotowana przez UOKiK analiza jest pełna paradoksów. Okazuje się bowiem, że spółka, która pozwolenie na działanie w strefie dostała jako pierwsza (Opel Polska - wrzesień 1996 r.), i miała najwięcej wydatków inwestycyjnych kwalifikujących się do objęcia pomocą (1,9 mld zł), dostała faktycznie... najmniejsze wsparcie: 14,8 mln zł. Po zastosowaniu odpowiedniego dyskonta wychodzi na to, że intensywność pomocy dla Opla kształtuje się na śmiesznym poziomie 0,4 proc.!
Bardziej intensywnie z pomocy publicznej korzysta Volkswagen. W jego przypadku wsparcie osiągnęło 9 proc. Ulga podatkowa dla polkowickich zakładów wyniosła 128 mln zł (przy kosztach kwalifikujących się do pomocy na poziomie 1 mld zł). Pozostałe firmy nie przekroczyły 5-proc. progu intensywności.
To oznacza jedno: działające w Strefach koncerny będą mogły jeszcze przez długie lata korzystać z pomocy publicznej, choć niektóre z nich są uprawnione do niej już od ośmiu lat (Opel). I Bruksela nic im nie może zrobić, bo takie warunki zostały zapisane w samym Traktacie. Czyli - przekładając na bardziej zrozumiały język - zostały praktycznie wyryte w kamieniu.
To przeciąganie pomocy publicznej łatwo wyjaśnić. Z jednej strony firmy poniosły potężne nakłady inwestycyjne, przez co podstawa do obliczenia pomocy publicznej jest ogromna. Z drugiej, w początkowym okresie działalności koncerny... odnotowały stratę. A dochody, które osiągały (lub będą osiągać później), mogą być pomniejszone właśnie o tę stratę. Czyli na początku w ogóle nie było mowy o podatku dochodowym, zaś później jedynie o symbolicznym.