Władysław Bartoszewski: Przeszłość wojenna niewątpliwie była ważna, on ją bardzo sobie cenił, ale uważam że bieg jego długiego życia wyakcentował inną preferencję. Przeszłość wojenną dzielili z nim inni emisariusze, natomiast gdy chodzi o jego rolę w życiu późniejszym, to niewątpliwie ta służba której szanse otrzymał począwszy od 3 maja 1952 roku, gdy przemówił do Polski jako głos wolnej Polski, to jest cytat z Monachium, z rozgłośni Radia Polska Wolna Europa i 25 lat służby na czele sekcji polskiej radia Wolna Europa. Służby nie tylko dziennikarskiej, służby współkształtującej poglądy, nie tylko słuchaczy, ale mającej wpływ na decyzje mocodawców, czyli polityki amerykańskiej. Służba Nowaka stanowi bardzo ważny rozdział w historii Polski i on to tak oceniał. On sobie bardzo wysoko cenił tę, szansę którą mu dano i której nie zmarnował. A następnie w poczuciu tej służby, od roku, 1986 kiedy mógłby być sobie emerytem, napisał swoje ważne książki i kiedy osiadł w roku1977 w Waszyngtonie nie był emerytem i działaczem polonijnym, był głosem sumienia wykorzystując niesłychanie umiejętnie i konsekwentnie swoje wpływy w kongresie polonii, i równocześnie w kongresie amerykańskim i w białym domu. Działał jako promotor wielu rozwiązań na rzecz Polski, on wyjaśniał, prostował, on miał dostęp do ludzi, do których Polacy dostępu nie mieli.
Władysław Bartoszewski: Tak, a jego przyjaźń z człowiekiem drugiego pokolenia, Zbigniewem Brzezińskim i zaufanie jakim się cieszył u Brzezińskiego, otwierało mu kolejne drzwi. A on szedł w sposób niesłychanie twardy i nie ustawał w działaniach na rzecz spraw Polskich. Wejście Polski do NATO nie było by w tym terminie możliwe bez przekonania czołówki opinii czołówki amerykańskiej o zasadności tej decyzji, i on był jednym z cichych, a niekiedy głośnych, ludzi kształtujących poglądy tych decydentów. To jest inna dziedzina życia niż działalność w radio, ale to jest dalej forma służby.
Władysław Bartoszewski: Skoro pan to przypomniał, to powiem że my mieszkaliśmy w tym mieszkaniu Nowaków, w okresie kiedy to było deliktem kryminalnym, to był rok 1984, w Polsce w pełni rozkwitał system po stanie wojennym, natomiast my byliśmy tam i odbywaliśmy niezapomniane i bardzo ważne rozmowy. Wtedy już, w inny sposób, ale Nowak uprawiał ten lobbing, który był nieodłączną częścią jego myślenia o metodach pracy eks dziennikarza, a potem już człowieka mediów jawnych i mediów niejawnych.
Władysław Bartoszewski: Był romantykiem w wizjach, a zwolennikiem organicznego działania na szerokim froncie od dołu.
Władysław Bartoszewski: Nasze kontakty miały trochę inną płaszczyznę. Jestem z zawodu dziennikarzem, byłem związany ze środowiskami bardzo podobnymi do jego środowisk, kiedy bywałem za granicą, czy kiedy znalazłem się tam w roku 1982, charakter kontaktów uległ trochę zmianie, pogłębieniu, koordynowaniu oddziaływań, ale moje doświadczenie są przede oddziaływanie medialne. Te wpływy u ludzi nie były dla mnie dostępne, ja nie miałem znajomych Kennedych, Rockefellerów, życie układało się inaczej. Ja mogłem oddziaływać, co on popierał, autorytetem nazwiska, na rzec solidarności z Polską. Robiłem to, w Niemczech, tam mieszkałem 7 lat. Byliśmy w żywym kontakcie telefonicznym, pamiętam długie rozmowy nocne, on dzwonił z jakiejś instytucji po południu, u mnie był późny wieczór, albo noc i prezentował mi idee, opowiadał o działaniach, a był bardzo gwałtowny i bardzo oddany w przyjaźni. Potrafił wykrzykiwać, wymyślać, a niekiedy odkładać słuchawkę. A po 10 minutach dzwonił i przepraszał za swoje uniesienie, to było wzruszające, bo ten człowiek wtedy po siedemdziesiątce, a zachowywał się jak młodzieniec, to były ludzkie cechy, bardzo autentyczne. Doświadczenia osobistej przyjaźni mogłyby się nałożyć tutaj, czego nie będziemy robić, na doświadczenia w działalności publicznej.
Władysław Bartoszewski: Przed Bożym Narodzeniem, później już tylko telefoniczny i listowny, dlatego że stan jego zdrowia nie pozwalał na dłuższe spotkania niż półgodziny, i to mogło trwać godzinę - dwie. Reszta było wyłączona dla kontaktów. Ja, moja żona nie byliśmy tym objęci, czasami on z nią rozmawiał, czasami że mną, inicjatywa bywała po obu stronach, ostatnio już nie po jego stronie, gasł w sposób widoczny, od kilku miesięcy, ale jeszcze, na fali nowego roku, była wymiana myśli, jeszcze, do wczoraj informowany byłem przez jego najbliższego przyjaciela jakiego miał w życiu, w ostatnich dziesiątkach lat, adwokata Jacka Taylora, który opiekował się nim jak syn, bywał u niego dwa dni w tygodniu, specjalnie z Wybrzeża. Byłem informowany o każdym drgnieniu jego zdrowia, i ostanie informacje że on jest nieprzytomny i nie rozpoznaje otoczenia, miałem kilka godzin temu, ale mimo to nie było pewności że już nie usłyszymy się nigdy, bo były już takie regresy, a potem były poprawy.
Władysław Bartoszewski: Te nastroje były wahliwe, ja już nie mówię o depresjach wynikających że stanu zdrowia, ale i wtedy kiedy był sprawny, nie taił troski aby Polacy nie zmarnowali szansy, która uważał za największą od 300 lat, nasza szansa międzynarodowa, pozycja moralna i polityczna jest niezmiernie istotną częścią naszego bytu. Martwił się zjawiskami warcholstwa, ale przede wszystkim małości, korupcji w klasie politycznej, martwił się rozbiciem ludzi dobrej woli, patriotów, martwił się kryzysem wartości, tak jak się martwił Kościół, którego był wiernym synem, do głębi praktykującym katolikiem. Ten człowiek żył Bogiem i Ojczyzną.