22 października, chcąc usprawiedliwić swoją nieobecność, dziewczyna pokazała wychowawczyni zwolnienie lekarskie. Na kartce z zeszytu była wypisana treść zwolnienia, lekko "koślawa" pieczątka z imieniem i nazwiskiem lekarza oraz nieczytelny podpis doktora. Nauczycielka, podejrzewając oszustwo, zawiadomiła dyrektora szkoły, a ten prokuraturę. Uczennica już w czasie pierwszego przesłuchania przyznała się do podrobienia dokumentu. - Nie mogliśmy tej sprawy umorzyć, ponieważ byłby to sygnał dla innych uczniów, że można bezkarnie podrabiać szkolne zwolnienia - tłumaczy szef zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej Jan Wojtasik. Zapewnia, że gdyby do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o podrobieniu przez ucznia podpisów rodziców, procedura byłaby identyczna. - Polacy mają nonszalancki stosunek do dokumentów, a zwłaszcza do podpisów. Wszyscy musimy pracować nad tym, aby ten stosunek się zmienił - tłumaczy prokurator Wojtasik.
Uczennica zgodziła się już bez przeprowadzenia rozprawy na skazanie jej na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz dozór kuratora. Czy taki będzie wyrok - zdecyduje sąd, który zbiera się za dwa tygodnie.